Życie.po.życiu – boisz się umrzeć czy żyć?

After.Life

     W filmie Życie.po.życiu (After.Life) właściciel domu pogrzebowego mówi do swojej martwej podopiecznej: “Wy wszyscy jesteście tacy sami. Mówicie, że boicie się śmierci, a tak naprawdę boicie się żyć.” Cytuję z pamięci.

     Zapamiętajcie, bo o tym chwilę później. Najpierw niech się skupię na recenzji. I wy się skupcie. Jeśli dopuszczacie prawdopodobieństwo, że sięgniecie po ten film, nie czytajcie opinii na jego temat. Moją możecie. Pozwalam. Od innych trzymajcie się z daleka.

     Życie.po.życiu to film z 2009 roku. Reżyserowała go Agnieszka Wójtowicz-Vosloo. Scenariusz napisali: Agnieszka Wójtowicz-Vosloo, Paul Vosloo, Jakub Korolczuk. Zagrali: Christina Ricci, Liam Neeson, Justin Long, Chandler Canterbury. Obsada jest całkiem całkiem, a twórcy są początkujący. Oczywiście film jako film należy oceniać obiektywnie, niezależnie od tego, jak mało doświadczeni są jego twórcy. No i ja zupełnie nie rozumiem negatywnych opinii na temat tego obrazu. W serwisach średnią ma raczej średnią. A widziałam większe gówna oceniane wyżej.

     Te raczej średnie oceny to jeden z powodów, dla których nie powinniście biegać i czytać opinii przed obejrzeniem filmu. Drugi powód jest taki, że wszędzie czają się spojlery. Bo w sieci toczy się dyskusja, czy dziewczyna umarła czy nie i ludzie jak głupi przerzucają się dowodami na poparcie swoich teorii. Nie czytajcie, bo zepsujecie sobie seans.

     A seans może być naprawdę ciekawy. Scenariusz napisany jest bardzo skrupulatnie. Pełen jest niuansów, szczegółów, drobiazgów, które albo wam umkną, albo nie. Jeśli umkną, to na końcu będziecie strzelać sobie dłonią w czoło i krzyczeć “Aaa no takkkk!” Jeśli nie umkną – obejrzycie film z drżącym sercem i napięciem w gaciach.

     Ja właśnie tak do tego filmu podeszłam – niczym tabula rasa. I najpierw miałam refleksję, że… jejuu, jakie to głębokie. Gdy on powiedział słowa zacytowane na początku mojego tekstu, przeszły mnie ciarki. Pomyślałam, że tak właśnie jest. Niby boję się śmierci, mam wręcz na jej punkcie pewnego rodzaju fobię, ale z drugiej strony, czy ja właściwie robię coś, żeby przeżyć to życie w pełni? Żeby wyssać je do ostatniej kropli i żeby żadnej nie uronić, żeby żadna nie wsiąkła w piach? Często ręce wiążą mi i mocno mnie ograniczają stany lękowe, które powodują, że boję się zacząć coś, co ma duże szanse na sukces. Bo co, jeśli rzeczywiście się uda? Jak ten sukces udźwignę? Doprawdy, trudno to nazwać czerpaniem z życia i wykorzystywaniem wszystkich szans i możliwości.

     Może właśnie dlatego, że sama czuję pewien niedosyt życia i mam świadomość swojej zachowawczości, oglądałam ten film z poczuciem jego głębi. A potem nagle w połowie filmu dostałam w twarz. Refleksja pozostała. Co sobie porozważałam to moje. Ale drugą część filmu oglądałam już z innymi emocjami. Wpatrywałam się w ścianę pełną fotografii i szukałam osób z otwartymi oczami. Mięśnie nóg mnie bolały z napięcia.

     Nie wiem, dlaczego oglądacze uznali ten film za średni. Nie jestem specem, ale oni wszyscy też nie są. Ja polecam, oni niech pocałują się w zadek. Christina Ricci trupio blada a jednocześnie seksowna na tym zimnym stole do sekcji zwłok. Postać grana przez Liama Neesona niezwykle mroczna, nostalgiczna, bulwersująca. Nawet młody Chandler Canterbury dał do pieca. Klimat filmu przyprawia o ciarki na plecach i innych częściach ciała. A fantastycznie zaprojektowane drobiazgi, hot spoty, elementy układanki dają wiele radości. Znaczy… mnie dały, bo ja lubię, gdy historia przedstawiona w filmie igra ze mną i zmusza do myślenia. Coraz mniej takich filmów. Mam nadzieję, że twórcy tego obrazu coś jeszcze stworzą.




elzbieta-haque

  • http://magdanazimno.be/ magda na zimno

    No, sam seks na tym stole. I mądry cytat, prawdziwy. Otwiera oczy, mnie zatrzymał na chwilę.

  • http://www.przyjemnoscbiegania.pl/ Emilia

    Cytat daje do myślenia. A film – nie raz wychodziłam z kina znudzona czymś, co miało cudowne recenzje albo zachwycona produkcją, która miała beznadziejne oceny. Ten chętnie obejrzę, przekonalaś mnie.

  • Agnieszka Kopias

    Oglądałam film. Mimo swej mroczności ciarki nie przechodziły mi po plecach. Nie to, że średni czy mi się nie podobał, bo bym skłamała, raczej dlatego, że od razu podeszłam do niego jako filmu psychologicznego który będzie miał głębszy sens. Nie zastanawiałam się czy bohaterka żyje czy nie, choć chwile zwątpienia też miałam czy oby reżyser nie miał jednak innego zamysłu. Jednak w tych rozmowach bohaterów było widać i słychać, że to wszystko jest w przenośni i nie należy odbierać tego filmu tak dosłownie. Ja to odebrałam tak: to, że często życie przelatuje nam między palcami i nic z nim nie robimy (oczywiście nie każdy tak ma ale jak obserwuję ludzi to widzę, że jednak większość. dużo mniej osób jest zadowolonych ze wszystkiego w swoim życiu. W internecie na fb to wszyscy są szczęśliwi, bo nikt przecież nie pokaże akurat tego co mu nie wychodzi) – boimy się podjąć wyzwania, coś chcemy zrobić, ale boimy się, że się nam nie uda i będziemy musieli znów coś zmieniać więc zostawiamy jak jest. Coś o tym wiem, bo sama czasem tak mam. Żyjemy fizycznie, ale w sumie nie spełniamy się w tym życiu, żałujemy, że czegoś nie zrobiliśmy, jesteśmy tak trochę obok życia. Z tych rozmów między bohaterami też tak wynika. Jest taka scena i w zasadzie nie jedyna taka, ale akurat pamiętam tą rozmowę On “Jutro twój pogrzeb, miałaś tylko trzy dni. Mówiłem żebyś je dobrze wykorzystała” Ona – “żałuję tylu rzeczy. wszystkiego żałuję. chciałam innego życia” On “to czemu nic z tym nie zrobiłaś?” Ona – “próbowałam. nic nigdy się nie zmieniało. Budziłam się codziennie, brałam prysznic. Stałam w korku do pracy. Wracałam do domu, szłam spać. Budziłam się, nic się nie zmieniało” On – “Czego chciałaś od życia?” Ona “Szczęścia” itd…. Już z tego wynika, że zarówno rozmowa jak i reszta filmu ma głębszy sens i nie należy patrzeć na to, że martwa osoba mówi, chodzi, spaceruje, ucieka itd… To tylko film i skoro ma coś przekazać to trzeba jakoś widzowi to przedstawić.