
Niech wam tytuł nie sugeruje przypadkiem, że bym chciała te wszystkie dzieci świata przytulić do serca. Te wszystkie Kasie, Majkelów, Małgosie i Dżonów. Nic z tych rzeczy. Ale uważam, że tak jest, a przynajmniej być powinno. Chciałabym, żeby ktoś zareagował, gdy mojemu dziecku będzie działa się krzywda, a mnie nie będzie w pobliżu. I żeby ktoś zareagował, gdy moje dziecko będzie robić głupotę, a mnie nie będzie w pobliżu.
A co w sytuacji, gdy rodzic jest w pobliżu i… dziecku dzieje się krzywda? Albo gdy zachowuje się jak ostatni burak? Spróbuj zwrócić uwagę dziecku albo rodzicom. Usłyszysz wtedy, że “nie twoje dziecko, nie twoja sprawa”, albo “nie będziesz mnie uczyć wychowywać dzieci”, albo “nie wtrącaj się w moje metody wychowawcze”. Luzzz, serio. Mogę się nie wtrącać, ale twojego dziecka nie wpuszczę do domu.
Mam z tym spory problem. Pamiętam czasy, gdy sama byłam gówniarą i moja mama nie lubiła jakichś moich koleżanek czy kolesi, których przyprowadzałam do domu. Dziwiłam się, w czym problem, przecież nie do niej przychodzili. Teraz już rozumiem. Sorry bardzo, ale jak mogę ze spokojem patrzeć na to, że jakiś mały szczyl wyciera wydłubane z nosa gluty o miśka mojego dziecka? Co mam zrobić, gdy inny szczyl nie reaguje, gdy zabraniam skakać po kanapie? Jak mam zachować spokój, gdy kolejny nie myje rąk po sikaniu, a na wyraźne polecenie, by to zrobił, idzie do łazienki i udaje, że myje? Albo jak któryś będący w gościach chłoptaś zwyczajnie bije moje dziecko? Albo wygaduje takie brednie, że aż nie wiadomo, śmiać się czy płakać? Albo zachowuje się przy stole jak trzoda chlewna? Albo mimo stanowczego zakazu wchodzi do mojej sypialni? Chyba tylko usiąść w pozycji zen i recytować do skutku: Jestem oazą spokoju. Pierdolonym kurwa zajebiście wyciszonym kwiatem lotosu na spokojnej tafli jebanego jeziora.
Pewnego dnia, gdy u syna był zaproszony kolega, moje dziecko zapytało mnie “Czy on może już pójść do domu?” Nie był w stanie zdzierżyć zachowania swojego gościa. Innym razem syn poprosił “Mamo, powiedz rodzicom Dżona, żeby wytłumaczyli mu, że tak się nie robi”. Chłopcy wymagają od kolegów lojalności, nie rozumieją, gdy wczorajszy kumpel dziś przezywa czy szturcha.
Jasne, nie będę się wtrącać, nie będę zwracać uwagi. Po prostu tych rozwydrzonych bachorów nie będę do domu wpuszczać. Nie uważam, żeby moi chłopcy byli święci i bez wad. Ale przynajmniej szanują dorosłych i nie próbują z rodziców innych dzieci robić debili. Gdy są w gościach, nie próbują z cudzego domu zrobić obory. Pytają, proszą, dziękują, przepraszają. Czyli znają podstawowe zasady, jakie obowiązują w gościach.
Nie wychowujemy swoich dzieci dla siebie, tylko dla świata i dla nich samych – dla ich komfortu, że nie najedzą się wstydu wśród ludzi. Nie chcę, żeby ktoś kiedyś na moje dzieci patrzył z obrzydzeniem i wytykał palcami mówiąc, że więcej ich za próg nie wpuści, żeby ktoś inny odruchowo zaciskał pięść na samo wspomnienie ich wizyty. Najwyraźniej część rodziców ma absolutną zlewkę na to, czy ich dzieci będą mieć opinię kmiotów i buractwa czy porządnych ludzi. Aż pewnego dnia taki synalek albo córunia zapyta “Mamo, tato, dlaczego nikt mnie nie lubi i rzucają we mnie zgniłymi pomidorami?” No, rzucałabym…
Photo credit: ToniVC / Foter.com / CC BY-NC-ND