Taka dumna

     Jestem dumna. Nie dlatego, że im się udało, a dlatego, że próbowali. To są te chwile, kiedy człowiek powinien uczyć się od dzieci, zapamiętać emocje i kiedyś, w odpowiedniej chwili przypomnieć sobie, że warto.

     Dzieciaki spędzają pierwszą część wakacji u babci od strony taty. Wybierając się do nich w odwiedziny, już wiedzieliśmy, że mamy z nimi pojechać do parku linowego. Jeżdżą tam z babcią regularnie. Chcieli nam pokazać, jak sobie świetnie radzą. Michał miał w tym jeszcze dodatkowy interes. Babcia nie chciała go puścić na trudniejszą trasę. Orzekła, że jak rodzice przyjadą, to zadecydują, czy może.

     OK, zatem park linowy. Paweł generalnie nie jest fanem takich zabaw. Ma lęk wysokości, więc sytuacje, kiedy nie stąpa twardo po ziemi, są dla niego trudne do zniesienia. Wędrówka po ruchomych, niestabilnych, trzęsących się elementach, wiszących nawet niezbyt wysoko nad ziemią, to coś, do czego musiał się przełamać. Babcia opowiadała, że pierwszy raz kosztował go mnóstwo wysiłku, mocno się stresował. Przeszedł trasę w wielkim napięciu i skupieniu. Dał radę. Potem startował nie raz. Najwyraźniej mu się spodobało.

     Podobnie było z nauką jazdy na rowerze. Ponieważ Paweł nie jest mistrzem koordynacji i równowagi, trudno było mu się nauczyć. Raz nawet miał ochotę porzucić rower w krzakach pod blokiem, żeby ktoś go sobie wziął. Wrzeszczał, że nie będzie się uczył, nie będzie jeździł, ma w nosie. Dziś uwielbia jeździć na rowerze. Każdą wolną chwilę najchętniej spędzałby na dwóch kółkach. Teraz podpytuje, kiedy kupimy mu BMX-a. Czyżby zamierzał przełamywać kolejne swoje lęki?

     Michał nazywa siebie człowiekiem małpką, więc wiadomym było, że park linowy bardzo mu się spodoba. Część przeszkód pokonuje zaiste niczym małpa, bez trzymanki i z palcem w nosie. Dlatego specjalnie nie zdziwiłam się, że chce pokonać trudniejszą trasę. Ale gdy tę trasę zobaczyłam… No właśnie. Od patrzenia, jak Michał skacze w koronach drzew, do dziś boli mnie kark. Jasne, zabezpieczony był linami, ale i tak serce podchodziło mi do gardła. No ale przecież nie mogłam odmówić mu tej przyjemności tylko dlatego, że się bałam.

     Fakt, w pewnym momencie uznał, że dalej nie da rady. Nie przeszkadzała mu wysokość, że się tam wszystko trzęsie i jest mega niestabilne. Po prostu zmartwił się, że podczas tyrolki zatrzyma się w połowie drogi. Trzeba było go przekonywać i wykładać mu prawidła fizyki. Dotarł na metę. Zadowolony. A my jeszcze długo kręciliśmy głowami z niedowierzaniem. Chwilę później tą samą trasą wystartowała grupka dwudziestolatków. Wcale nie było im łatwiej niż Michałowi, mimo dłuższych rąk i nóg.

     Wyzwania? Trzeba je sobie stawiać. Po co? Dla samej przyjemności pokonywania trudności.

Całe stado zdjęć zdjęć, ku pamięci.

pm1
pm2
pm3
pm4
pm5
pm6
pm7
pm8
pm9
pm10
pm11
pm12
pm13-14
pm15
pm16
pm17
pm18
pm19
pm20
pm21
pm22
pm23
pm24
pm25
pm26
pm29
pm30




elzbieta-haque