Jakiś czas temu napisałam tekst o dehumanizacji kobiet (Szokujący i chwytliwy tytuł tekstu o dehumanizacji kobiet). Ponieważ wsadziłam w nim wszystkich mężczyzn do jednego, brudnego wora, nic dziwnego, że ktoś poczuł się urażony. A tym kimś był człowiek, którego cenię i szanuję – Tomek Lipa Lipnicki. Jego krytycznej opinii na temat tego tekstu przyklasnął mój mąż i pewnie wielu jeszcze w skrytości ducha.
Przepraszam za tamtą galopadę stylistyczną, daleko idące uogólnienie. Wiem i cieszę się, że wokół mnie są mądrzy, wspierający mężczyźni, z dwoma wymienionymi wyżej na czele. Dziękuję Wam za to, że jesteście.
Dziękuję tym bardziej, że w związku z okolicznościami okołostrajkowymi, w związku z rwącą rzeką pomyj, jaka zalała polskie kobiety przyszło mi wrócić do tamtego tekstu. Ze smutkiem. Przeczytałam go ponownie i wciąż podpisuję się pod tezą, którą w nim postawiłam. Cieszmy się, drogie panie, że wciąż są mężczyźni, którzy nijak nie pasują do modelu faceta tam opisanego.
Natomiast do tamtego modelu idealnie pasują ci, którym nie spodobał się protest kobiet i którzy postanowili podzielić się swoimi opiniami z szerszym gronem. Niech przemówią ich słowa.
Nazwijmy to po imieniu. To, co widnieje powyżej, to przemoc. Przemoc werbalna. Przemoc seksualna. To nie “zwyczajne” wyzwiska. Takie zwyczajne też się pojawiły, oczywiście. Ale te zwyczajne tak mnie nie bulwersują. Zwyzywać można każdego, z byle powodu. Świadczy to o braku kultury, braku umiejętności rozmowy i argumentowania, a także o wzburzeniu. Mamy swoje słabości. Jedni panują nad nimi lepiej, inni gorzej.
Ale te obelżywości, które wrzuciłam powyżej, mają szczególny charakter. Te mechanizmy opisałam w podlinkowanym tekście o dehumanizacji. Uczestniczki strajku kobiet, a także kobiety wspierające strajk, zostały odczłowieczone. Sprowadzone do roli narzędzia kuchennego, postrzegane wyłącznie przez pryzmat – wielokrotnie wymienianej w różnych formach – waginy i seksualności, a nawet przyrównane do zwierząt. Nie przez przypadek, bo jak pokazują ostatnie doniesienia medialne, za gwałt na kurze można dostać taki sam wyrok jak za gwałt na kobiecie.
Jesteśmy więc kurwami, sukami, dziwkami, szmatami, lafiryndami. Uchylamy pizdy, kręcimy dupami, jesteśmy rozwiązłe obyczajowo i łatwe, można nas zaliczać szybko, bez problemów, bez zabezpieczenia, nie martwiąc się o ciąże i alimenty, bo i tak się wyskrobiemy. Co więcej, nie trzeba nas gwałcić, bo dajemy same. Prostytutki mają więcej klasy niż my, a my mamy rozklekotane dupy (jak mniemam od nadmiaru seksu i aborcji). Dajemy, nie uważając, komu dajemy i kiedy. Ale wiadomo, że za kasę, w męskim kiblu i po narkotykach. Walczymy o prawo do aborcji, żeby móc się walić na prawo i lewo, choć głównie na lewo, jak wiadomo.
To przerażające, co dzieje się w głowach osób, które wyrzucają z siebie takie słowa…
Kobiety ważyły się upomnieć o swoje prawa. Ważyły się sięgnąć po coś więcej niż jest nam z łaską dawane. Ważyły się – w oczach osób, które stosują taką przemoc werbalną. Bo nie powinnyśmy. Powinnyśmy zaś być podporządkowane i siedzieć we wskazanym nam miejscu. Już sam fakt, że miałyśmy czelność upomnieć się o coś, wywołało ich złość, wręcz wściekłość. Pojawiła się frustracja spowodowana zaburzeniem “naturalnego” stanu rzeczy. Zachwiałyśmy konstrukcją, która zdawała się nietykalna. Konstrukcja, w której mężczyzna jest na górnej żerdzi, a kobieta na dolnej.
Ale to nie wszystko. Co gorsza, kobiety pokazały swoją solidarność i siłę, pokazały pazurki. I natychmiast zostały za to skarcone, żeby przypadkiem nie wbiły sobie do głowy, że mają jakąś moc, że mogą sięgnąć po więcej. Należało zareagować szybko, skarcić tak, by sobie zapamiętały na długo. Jak najskuteczniej skarcić kobietę? Odwołać się do jej seksualności. To sposób na zdeprecjonowanie nas, na podważenie naszej równości względem mężczyzn, na odczłowieczenie. To sposób na wskazanie nam miejsca w szeregu i naszej roli. Jak to napisał jeden z cytowanych mężczyzn – “jedyna rzecz do której jesteście potrzebne to rodzenie dzieci”. A my – chodzące waginy i macice – miałyśmy czelność zbuntować się, wyrazić sprzeciw i upomnieć się o nasze prawa. Miałyśmy czelność powiedzieć, że to są NASZE ciała. Nasze ciała!
Nie biorę tych wszystkich słów do siebie. Zbiorowe komplementy nie robią na mnie wrażenia. Ani też indywidualne, gdy są wyssane z palca. Nie czuję się kurwą tylko dlatego, że jakiś koleś twierdzi, że nią jestem. Ale ilekroć czytam te wypowiedzi, jest mi bardzo, bardzo przykro. Nieprzełykalna kulka bólu staje w gardle. Bo gdzieś obok są mężczyźni, którzy tak o nas myślą, tak na nas patrzą i tak nas traktują. Gdzieś obok są kobiety, które słyszą na co dzień takie słowa od swoich mężów, partnerów, chłopaków. Obok żyją kobiety, które tresowane są takimi słowami i które z dnia na dzień coraz bardziej w nie wierzą. Te kobiety czują się tak, jak się do nich i o nich mówi. Czują się waginami i macicami. Kurwami. Mają dawać. Nie upominać się o prawa. Nie upominać się o godność. Czują się gównem. Czują, że nie mają wartości. Że są nikim. Dlatego tak wiele kobiet tkwi w patologicznych związkach. Bo ktoś odebrał im wiarę w siebie i siłę. Bo czują się tak, jak są określane i traktowane. Wiem, jak to jest, bo kiedyś byłam jedną z takich kobiet.
Bardzo ważne jest, aby wszystkie kobiety zrozumiały, że ta werbalna przemoc nie obniża ich wartości. Ona ma sprawić, żeby myślały, że nie mają wartości. Ale niczyje słowa nie sprawią, że Wasza wartość zmaleje, spadnie, stopnieje. Oni natomiast chcą, żebyście tak myślały. Bo dopiero Wasze myśli o Was samych mają moc sprawczą. Nie dajcie się tej propagandzie. Kobieta jest siłą. Siła jest kobietą. Do przemocy uciekają się ci, którzy się tej siły boją. Nie czują się intelektualnie zdolni mierzyć się z nią. Gaszą ją więc w kobiecie, by mieć nad nią kontrolę.
Kobiety! sięgajcie po swoje prawa. I nie dajcie sobie zabrać godności. Trzymajcie ją mocno, oburącz.