
Stawałam ostatnio w obronie Edyty Górniak i jej prawa do ryczenia przed kamerą, stawałam w obronie bitych dzieci. Kolej na zbrodniarzy wojennych?
Wtem na sali szum.
Chciałabym przedstawić Wam (tym z Was, którzy ich nie znają) dwóch panów: Philipa Zimbardo i Stanleya Milgrama. Łączy ich to, że urodzili się w 1933 roku i ukończyli tę samą podstawówkę. Łączy ich także tematyka psychologicznych eksperymentów, które przeprowadzili.
Eksperyment więzienny Philipa Zimbardo
W prasie pojawiło się ogłoszenie, na które odpowiedzieli ochotnicy chcący za pieniężne wynagrodzenie wziąć udział w eksperymencie. Spośród kilkudziesięciu chętnych wybrano 24 uczestników. Do eksperymentu zakwalifikowali się ludzie tzw. normalni, studenci, bez kryminalnej przeszłości, zrównoważeni psychicznie.
Na potrzeby eksperymentu przygotowano fikcyjne więzienie w piwnicy uniwersyteckiego budynku. Dyrektorem więzienia został Zimbardo. Strażnikami zostało 9 spośród wybranych, pozostali mieli wcielić się w role więźniów. Kluczowym jest fakt, że nie byli oni strażnikami i więźniami, a wyłącznie wcielili się w role. Jednak badacze zrobili wiele i więcej, by ochotnicy dobrze w te role weszli. Więźniowie zostali nawet naprawdę aresztowani przez prawdziwą policję, która zgodziła się tego dokonać. Postawiono im zarzuty i przetransportowano do eksperymentalnego więzienia. Natomiast strażnicy dostali wolną rękę. Mieli po prostu utrzymać porządek w więzieniu.
Więźniowie przechodzili różne fazy. Zdarzał im się bunt, zdarzały załamania nerwowe, byli agresywni lub płakali. Strażnicy więźniów karali na różne sposoby (pompki, izolatka, brak posiłków, czyszczenie kibli, itp.), wymyślali strategie utrzymania porządku. Wykazywali się szczególną bezwzględnością, gdy zapadała noc i byli przekonani, że nie obserwują ich kamery.
Eksperyment miał trwać 2 tygodnie, ale został przerwany już po 6 dniach. Uczestnicy za bardzo weszli w role, w zasadzie stracili świadomość eksperymentu. Nie sprzeciwili się nawet, gdy odmówiono im wcześniejszego zwolnienia z więzienia. Po prostu przyjęli to do wiadomości. Strażnicy byli coraz bardziej okrutni, a sam Zimbardo zachowywał się bardziej jak dyrektor więzienia niż badacz. Uczestnicy zatracili własną tożsamość na rzecz nowej, nadanej, ukształtowanej przez rolę, którą odgrywali.
Eksperyment ślepego posłuszeństwa władzy Stanleya Milgrama
Milgram zorganizował laboratorium, do którego zgłaszali się chętni do wzięcia udziału w badaniach. Na przestrzeni czasu przebadał ok. 1000 osób zróżnicowanych pod względem płci, wykonywanego zawodu, wykształcenia czy wieku. W opisywanym eksperymencie wzięło udział 40 uczestników.
Ogłoszenia, na które odpowiadali ochotnicy, zapraszały na badanie wpływu kar na pamięć. Badani wcielali się w rolę nauczyciela i mieli za zadanie testować pamięć ucznia. Uczeń był podstawionym pomocnikiem badacza. Nauczyciel (ochotnik) miał za zadanie przepytywać ucznia, a w razie błędnej odpowiedzi razić go prądem. Z każdym błędem nauczyciel miał stosować coraz silniejsze napięcie prądu. Nauczyciel miał do dyspozycji 30 guzików wysyłających impuls elektryczny o coraz wyższym napięciu. Ostatnie dwa oznaczone były napisem XXX, zaś trzy nieco słabsze opisane były jako “Niebezpieczeństwo: poważny wstrząs”.
Nauczyciel sam zaznał jednego z najniższych wstrząsów na próbę, więc wiedział, że są one bolesne, wiedział, że mogą one poparzyć, a także miał okazję podsłuchać, jak uczeń pyta badacza, czy rażenie prądem może być dla niego niebezpieczne, biorąc pod uwagę, że ma chore serce.
Nauczyciel (rzeczywisty badany) miał odpytywać podstawionego ucznia, który się mylił, miał go za błędy razić prądem, a zawodowy aktor wcielający się w rolę eksperymentatora w razie wątpliwości miał nakazywać kontynuowanie eksperymentu. Uczeń z każdym kolejnym wstrząsem udawał coraz większy ból i błagał o przerwanie badania. Nauczycielowi przysługiwało prawo odmowy dalszego udziału, jednak eksperymentator, nim pozwolił mu zrezygnować, czterokrotnie przekonywał go, że musi kontynuować.
W efekcie nauczyciele nie przerywali testowania ucznia, mimo że ten błagał o litość i krzyczał, że wysiada mu serce. Nie przerywali nawet wtedy, gdy ten już nie reagował. Przed rozpoczęciem eksperymentu zakładano, że tylko ekstremalni sadyści będą w stanie przekroczyć niebezpieczną granicę napięcia prądu. Praktyka pokazała, że tę granicę przekroczyła większość i przerywano badanie dopiero na poziomie XXX.
Eksperyment wykazał, że wiarygodny ekspert, w tym przypadku eksperymentator, który na dodatek bierze efekty działań badanego na swoje barki, jest tym czynnikiem, który sprawia, że człowiek jest zdolny do czynienia rzeczy strasznych. Ktoś, kto wyglądał profesjonalnie, wysławiał się rzeczowo i zachowywał stanowczo, był w stanie przekonać badanych, by razili prądem człowieka, który wrzeszczał, wił się i błagał o litość w obawie o chore serce. Robili to, bo uwierzyli, że nie oni będą odpowiedzialni za ewentualne nieszczęście.
Polecam Wam poczytanie o obydwu eksperymentach, bo nie sposób w telegraficznym skrócie opisać wszystkiego. A szczegóły dotyczące tych badań są fascynujące.
Kilka tygodni temu przeczytałam o postawieniu zarzutów zatrzymanemu w Niemczech Hansowi Lipschisowi, byłemu strażnikowi w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Jego zadaniem było selekcjonowanie więźniów na zdolnych i niezdolnych do pracy. Wskazani przez niego jako nieużyteczni, trafiali do komór gazowych. Wysłał na śmierć około 10000 osób. Lipschis ma obecnie 93 lata. Ściganych jest jeszcze 40 oficerów, byłych strażników Auschwitz, których na terenie Niemiec wytropiła specjalna komórka niemieckiej prokuratury. Furtką do aresztowania Lipschisa była precedensowa sprawa Ivana Demjanjuka, byłego nazisty, który jako pierwszy został skazany bez konkretnych dowodów i bez wskazania konkretnych ofiar.
Zbrodniarzy wojennych ma dziś dosięgnąć karząca ręka sprawiedliwości. Sprawiedliwości? Weźmy tego nieszczęsnego Lipschisa, który wziął udział w morderstwie 10 tysięcy osób. Co mu zrobią? Stoi nad grobem. Zabiją go 10 tysięcy razy? Publicznie? Spalą? Wsadzą do komory gazowej? Jak wygląda mimo wszystko cywilizowana sprawiedliwość dokonana na zbrodniarzu wojennym, który ma 93 lata? Dostanie dożywocie? Cha, cha, cha!
Lipschis i jemu podobni przeżyli swoje życie powojenne na wolności. Może się tułali, może ukrywali, a może nie. Może założyli rodziny. Może są dziadkami. Może wrócili do normalności. Może nie. Potrzebny im teraz u schyłku życia sędzia, który pogrozi im palcem i powie “robiliście źle”? Mhmm, jasne.
Dlaczego przytoczyłam wyżej opisy tych eksperymentów? Chyba łatwo się domyślić. Dlaczego strażnicy obozów zagłady mordowali ludzi? Bo to była wojna. Ich rolą było łapać wrogów aryjskiej rasy, zamykać w gettach, obozach, znęcać się i zabijać. Podczas tej wojny ludzie wzięli udział w makabrycznym eksperymencie podobnym do tego, który wykonał Zimbardo. Wcielili się w role ofiar i oprawców. Każdy z nas ma w sobie i ofiarę i oprawcę. To warunki, otoczenie i sytuacja popychają nas w kierunku jednej z ról. Do dziś dnia zachowanie Niemców, to że poszli za Hitlerem, jest zagadką dla psychologów społecznych. Strażnicy obozów mordowali ludzi, wiedząc, że wykonują rozkazy kogoś, kto będzie odpowiedzialny za te wszystkie zbrodnie, jak w eksperymencie Milgrama. Wielu z nich miało wątpliwości, pytało. Ale ktoś cztery razy powtarzał im, że eksperyment trzeba kontynuować, wciskali więc kolejne guziki.
W czasie wojny ludzie zabijają ludzi. Strzelają do siebie, podrzynają sobie gardła, wysadzają w powietrze. Tak też było podczas II wojny światowej. Polacy też zabijali. Ile trupów przypada na jednego bohatera wojennego, ilu zabił każdy polski partyzant? Co sprawia, że jeden uczestnik wojny nazywany jest zbrodniarzem, a drugi bohaterem? Co sprawia, że dla jednych sprawiedliwością są pomniki, a dla innych sąd i więzienie?
Prawdziwy sąd odbył się w sumieniach ich wszystkich. Bez względu na stronę barykady – zabijali. To kwestia ich sumienia, czy czuli i czują się winni śmierci dziesiątek, setek, tysięcy ludzi. Poczucie winy może tkwić zarówno w zbrodniarzu, jak i w bohaterze. Ty, Twój brat, Twoje dziecko…, każdy – pewnego dnia może stać się albo bohaterem, albo zbrodniarzem. Pewnego dnia możemy zachować się jak Niemcy i pójść w bój za Kaczyńskim i jego ideologią.
Sąd zbrodniarzy wojennych odbył się dawno, gdy patrzyli w martwe oczy swoich ofiar.