Prawie jak wolność wyznania – lekcje religii to pikuś

religia
     Wróciłam z zebrania rodziców w szkole. Wiecie – pierwsza klasa. Nauczycielka też pierwsza klasa. Serio. Ma tylko jedną wadę. W sumie może ze dwie. Po pierwsze jest strasznie gadatliwa. A po drugie już zdążyła zaplanować wspólną wigilię w klasie, łamanie się opłatkiem, śpiewanie kolęd pod choinką i rozmarzyła się na myśl o śniadaniu wielkanocnym. Urządzanie religijnych obrządków w szkole drażni mnie chyba bardziej niż lekcje religii. Z lekcji religii można dziecko wypisać. Trudno jednak wypisać je ze wszystkich lekcji, na których odbywają się przygotowania do obchodzenia poszczególnych świąt.

     Miałam ochotę z tej okazji coś napisać. Ale przypomniałam sobie, że swego czasu napisałam już na ten temat. Szkoda się powtarzać.


Jako rzecze Konstytucja.

     Konstytucja RP gwarantuje wszystkim obywatelom naszego kraju wolność wyznania. Żaden człowiek nie może być zmuszany do wyznawania jakiejś wiary, nie może być szykanowany, dyskryminowany. Miło i ciepło jak u pana boga za piecem. Jedynego boga.

     Z pracy nikogo nie wyrzucą za wyznanie, bo nikt na czole nie ma napisane, że wierzy w jakiś inny niewidzialny twór, albo w ogóle w nic. Na pytania o wiarę nie trzeba odpowiadać, albo można kłamać. W ogóle w gruncie rzeczy to nikogo nie obchodzi. Nie obchodzi to nikogo podczas organizowania zwyczajowego firmowego śledzika czy innej wigilii. Nikt nie pyta, czy organizować, pytają tylko, kiedy. Nikogo nie obchodzi, trzeba być. Trzeba dać się obśliniać obcym ludziom podczas łamania się opłatkiem, nawet jeśli opłatek kojarzy ci się tylko z tajemniczą recepturą wypieku fajnych wafli.

     Znajomych też sobie nie dobieramy na podstawie kryterium wyznawanej religii. Nie dobieramy, bo to nikogo nie obchodzi. O tym się w towarzystwie nie rozmawia. Bo niby o czym tu rozmawiać? Rozmawiać o swoich dylematach związanych z wiarą, o zwątpieniach i przemyśleniach? Hellooł! O jakich przemyśleniach? Żeby je mieć, najpierw trzeba myśleć. Trudno jednak myśleć, zgłębiać, wątpić i wracać, wierzyć, gdy wiara dla większości to kościół co niedzielę, msza, na której klęka się wtedy, gdy inni i trzepie się bezmyślnie slogany i wierszyki. O czym zatem rozmawiać, skoro te wierszyki i piosnki są od zawsze te same? O tym, że się organista rąbnął i pomylił zwrotki. Ostatecznie.


Ustawienia domyślne.

     A może nie jest tak, że nikogo nie obchodzi? Może to po prostu uznawane jest jako ustawienie domyślne? Dostajesz nowy sprzęt z oprogramowaniem i to oprogramowanie skonfigurowane jest domyślnie, fabrycznie. Dopiero jak będziesz zdeterminowany, możesz pogrzebać w ustawieniach i je zmienić wedle swoich preferencji. Dopóki jednak nie zapoznasz się wystarczająco z systemem i nie poznasz swoich preferencji, używasz ustawień domyślnych.

     Większość nie wpadnie na to, by cokolwiek zmieniać, bo jeśli się czegoś używa “od zawsze”, to wydaje się to jedyną właściwą opcją, albo jedyną dostępną, albo “wszystko mi jedno”. Albo strach grzebać, żeby nie popsuć, bo jest takie ostrzeżenie na ekranie, że w przypadku zmiany konfiguracji można stracić dotychczasowe dane. Garstka pozmienia ustawienia pod własne potrzeby i będzie się nawet fajnie korzystało z urządzenia, ale do czasu. Kiedy ta garstka zechce coś doinstalować, okaże się nagle, że prawie wszystko, czego chcą użyć, jest niekompatybilne z niefabrycznymi ustawieniami systemu. Część można użyć, ale nie będzie można z nich korzystać w pełni. Inne mogą spowodować pojawienie się niebieskiego ekranu śmierci.


Jan i jego światopogląd.

     Żeby nie zadręczać Cię, Drogi Czytelniku, tą rozbudowaną parabolą, przejdę do opisów przyrody niczym u Orzeszkowej. Jest sobie Polak. Jan. Poznajcie Jana. Jan urodził się w przeciętnej polskiej rodzinie. Tata mechanik, matka salowa. Jaś dużo czytał, był mądrym chłopcem, dociekliwym. W podstawówce biegał do kościoła i na lekcje religii przy kościele. Potem uczęszczał na lekcje religii w szkole. Uczył się modlitw, przykazań takich i owakich, malował obrazki z Jezuskiem, gołąbkiem i okiem w trójkącie. Wklejał także do zeszytu kserówki do kolorowania ze świętą rodziną. Bywał na rekolekcjach i dawał księdzu świstek do podstemplowania, żeby udowodnić księdzu w szkole, że na rekolekcjach był. Inaczej groziłaby mu niższa ocena. Z wiekiem zadawał sobie i dorosłym coraz więcej pytań. Aż w końcu uznał, że ta wiara jest do dupy i był durniem, że dawał sobie tak prać mózg od małego. Zbuntował się i na nowo zbudował swój światopogląd. Ten nowy oparł na zdrowym rozsądku.

     I tak sobie żył… od jednych świąt do drugich, podczas których wszyscy przyjmują z góry, że wszyscy dookoła są wyznawcami jedynego boga. Ale nie narzekał. Wszak do ludzi o odmiennym światopoglądzie ma szacunek, więc nie psioczył zanadto na katolików, którzy podchodzą do swej wiary bezmyślnie i automatycznie, którzy nie znają Biblii i nauk Jezusa. Świetnie za to znają nauki KK, głównie zakazy i nakazy. W końcu Jan założył rodzinę. Nie wziął ślubu kościelnego, zgodnie ze swoim i swojej kobiety światopoglądem. Gdy urodziło im się dziecko, nie ochrzcili go. Chcieli je uczyć religii a nie wiary, pozwalać poznać różne kultury i różnych bogów, zachęcać do poszerzania horyzontów.

     Schody zaczęły się w przedszkolu, gdzie nikt nie pytał o to, jakiej wiary wyznawcami są rodzice i dziecko i czy w ogóle jakiejś. Maluch przynosił z przedszkola coraz to nowe informacje o bogu (to coś w niebie, do czego trzeba się modlić), o niebie (tam idą martwi ludzie), Maryi i aniołkach. Był królem na jasełkach i śpiewał kolędy. Przecież w domyślnych ustawieniach ma być katolikiem.

     Rodzice nieco odetchnęli, gdy dziecko poszło do zerówki. Okazało się bowiem, że można zdecydować, czy dziecko ma chodzić na religię, czy też ma się w tym czasie bawić na świetlicy. Uradowani rodzice napisali stosowne oświadczenie i od tego momentu dziecko było wolne od lekcji religii. Ulżyło im niezmiernie, bo okazało się, że na pierwszej lekcji religii dzieci musiały rysować martwego Jezusa, a ich dziecko raczej nie umiało rysować martwych ludzi. No i tak oddychali z ulgą do czasu, kiedy ich dziecko po lekcjach zapytało, czy bóg umarł wcześniej niż papież i o co chodzi z tym synem boga. Okazało się wtedy, że również na świetlicy dziecko nie jest wolne od wdrukowywania domyślnych ustawień systemu. Puszczano mu filmy tematyczne, żeby się biedak nie zepsuł, żyjąc takim pustym życiem bez wiary. Przyszły święta bożego narodzenia i okazało się, że nikogo nie obchodzą dzieci niechodzące na religię. A raczej obchodzą, ale inaczej – powtórzyła się sytuacja z przedszkola, szopka, kolędy, wigilia z udziałem dzieci i rodziców…

     Tak. W Polsce jest wolność wyznania zagwarantowana przez Konstytucję RP. Tylko spróbuj człowieku mieć inne wyznanie, niż domyślne. Powodzenia! Mission impossible. Nikogo nie obchodzi, że chcesz wychowywać dzieci wedle własnego światopoglądu. Możesz próbować. Ale dlaczego ktoś miałby to ułatwiać? O nie. Walcz, jeśli masz siłę. Jeśli nie, pogódź się z tym, że twoje dziecko będzie domyślnie katolikiem. W szkole są lekcje religii, na które potomek nie musi uczęszczać, ale program świeckich przedmiotów nie jest wolny od atrakcji związanych z katolicyzmem, a jednocześnie jest całkowicie pozbawiony elementów zaczerpniętych z innych religii. Na języku polskim omawia się Biblię. Nie omawia się za to Koranu. Dlaczego? Czyżby Biblię napisał jakiś wielki polski wieszcz a Koranu nie? Gdy w czasie pewnej rozmowy śmiałam zauważyć, że Polak nie ma prawa wychowywać dziecka w zgodzie z INNYM światopoglądem, bo religia jest w każdym kącie szkoły, na każdej ścianie i w kotach kurzu walających się po szatni też, dowiedziałam się, że Polak oczywiście ma prawo, ale musi to robić, jednocześnie szanując fakt, że Polska jest krajem katolickim i że wszyscy są katolikami. Bo po prostu i domyślnie trzeba pogodzić się z tym, że większość to katolicy i oni mają władzę.


Prawa dziecka.

     I to jest smutna prawda. Mają władzę nad umysłami. Dzieci nie mają prawa do wolności światopoglądowej. Są obywatelami drugiej kategorii. Dzieci nie dotyczy Konstytucja RP. Nie dotyczy ich zapisana tam wolność wyznania. A to niby Polska przedstawiła Komisji Praw Człowieka przy ONZ projekt Konwencji Praw Dziecka, która gwarantuje dziecku prawo do wspomnianej wyżej wolności. Dopiero gdy będą dorosłe, albo przynajmniej zaczną rozumować szerzej, nabędą prawo do tej wolności. I będą walczyć dzielnie, by egzekwować to prawo. Jako dorośli będą pełni nadziei, że uda im się przekazać swój światopogląd dzieciom. A potem spotkają się ze ścianą zbudowaną przez Kościół Katolicki ramię w ramię z urzędnikami administracji publicznej.

     Dziś, w XXI wieku, prawa dziecka łamane są oficjalnie i bez przeszkód, w świetle jakiegoś innego prawa niż to, które gwarantuje najważniejszy akt prawny tego kraju. Gdyby ktoś chciał się przyczepić, dostanie w twarz ochłapem, bo przecież dziecko nie musi uczęszczać na lekcje religii. A że staje się w ten sposób uczniem drugiej kategorii, to już sprawa między dzieckiem a rodzicami. To rodzic jest tym złym, który funduje dziecku “taki los”, który naraża dziecko na bycie odszczepieńcem, na szykany ze strony kolegów. Bardzo często rodzice ze strachu przed takimi konsekwencjami bezsilnie rezygnują, usuwają się w cień i pozwalają działać machinie piorącej mózgi dzieciom przez kolejne lata edukacji.

     Taka jest smutna prawda o kraju, który ma konstytucyjnie zapisany rozdział państwa i kościoła. Co dalej? Eksterminacja? Do złudzenia przypomina to germanizację systemu edukacji pod zaborem pruskim.

  • http://www.tyfon.pl/ tyfon

    Bardzo dobry tekst. Pozwalam sobie udostępniać go dalej, by więcej osób przeczytało.

  • http://chicamala.pl/ Chica Mala

    Dzięki za info. Przyda mi się w przyszłości, jak już się dorobię potomków. Moja rodzina była wychowana w katolickiej wierze, bo dziadek dla babci zrezygnował z pójścia do zakonu. Babcia trochę się sprzeciwiała, ale bardziej dla zabawy, niż z braku wiary. Rodzice byli wierzący-niepraktykujący (czyli tak jak większość). Ja zaś jako dziecko byłam zafascynowana bogiem, pismem świętym, biblią i kościołem, ale na swój sposób. Lubiłam czytać i oglądać historyjki związane z bogiem, a potem poddawać je analizie, zadawać pytania… co oczywiście, jak łatwo się domyślić, szybko okazało się zgubne dla mojej wiary. No i w między czasie przyszedł moment, gdy obejrzałam skecz Georga Carlina “O religii” (http://www.youtube.com/watch?v=g5s6alhXtHA). Chyba nic bardziej nie odzwierciedla moich myśli i uczuć w tym temacie ;-) W ogóle gość jak dla mnie wymiata ;-)

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth

      Fantastyczny stand up.

  • Ten Awesome Years

    Bardzo nie podoba mi się jeżdżenie po katolikach jak po łysej kobyle. Po pierwsze jest w tym kraju masa ludzi, którzy do kwestii wiary podchodzą na serio. Po drugie zwroty typu “trzepie się bezmyślnie slogany i wierszyki” to mocno nieeleganckie klepanie po pleckach. Bardzo protekcjonalne. Chcesz szacunku? Ja go w tym poście nie widzę. O sikhach nie napiszesz, że noszą takie śmieszne ręczniki na głowie, prawda?

    Biblię czyta się w szkole dlatego, że czy Ci się to podoba czy nie, to jeden z fundamentów łacińskiej kultury, a tak się składa, że to nasz krąg cywilizacyjny. Więc tak, dzieci w Warszawie powinny czytać Biblię, dzieci w Bombaju Ramajanę, a dzieci w Reykjaviku Eddę poetycką i Biblię.

    “Po prostu i domyślnie trzeba pogodzić się z tym, że większość to katolicy i oni mają władzę” – taki lajf, ale demokracja ma też plusy.

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth

      Wielu ludzi podchodzi do wiary poważnie, a jeszcze więcej klepie slogany i wierszyki. Taki lajf.
      Ten post nie miał na celu okazywania szacunku, tylko wylanie frustracji mniejszości.

      • Ten Awesome Years

        No ale zdaje się, że domagasz się poszanowania swojego światopoglądu, to działa w obie strony.

        • http://www.haque.pl/ Xezbeth

          Ależ ja nie zabraniam katolikom pisania tekstów z opiniami na temat ateistów. Każdy ma prawo mieć swój pogląd, prawda?
          Przecież nie wchodzę do kościoła i nie naśmiewam się z tego, co tam robią. Jak mnie ktoś poprosi, bym w tym uczestniczyła, zachowuję się godnie. Ale to nie znaczy, że mam wszystko przyjmować na klatę i godnie milczeć.

          • Ten Awesome Years

            Ja też nie zabraniam katolikom pisania tekstów z opiniami na temat ateistów. O ile podchodzą do tematu z szacunkiem. Dlatego też nie czytam Frondy.

          • http://www.haque.pl/ Xezbeth

            To środek wyrazu, który oddał wszystko to, co chciałam przekazać. Oczywiście może Ci się nie podobać. Nie wszystkim podobają się barwne opisy przyrody w “Nad Niemnem” czy zabawa słowem u Białoszewskiego. Forma, w jaką ubrałam tę treść, również nie musi się podobać wszystkim. Tak jak nie wszyscy muszą się zgadzać z treścią w tę formę ubraną. No kurcze, takie prawa tej formy przekazu.

          • Ten Awesome Years

            Yyy… Opisy przyrody w ‘Nad Niemnem’ nijak się mają do tego posta.

            Jak już parę razy obie stwierdziłyśmy, owszem, nie podoba mi się forma w jaką ubrałaś to, co miałaś do powiedzenia. Imho tłumaczenie braku szacunku prawami formy przekazu (które są takie, że można pisać co ślina na język przyniesie) jest megasłabe.

          • http://www.haque.pl/ Xezbeth

            Spoko, przeżyję.

          • http://quiettreatment.blogspot.com Monia Jane

            Nic mnie tak nie wzrusza, jak wyciąganie jednego zdania z tekstu, z którym nie sposób się nie zgodzić i urządzanie nad nim egzorcyzmów, żeby nie było za miło i żeby nie było, że masz prawo wyrazić swoje niezadowolenie. Wystarczy nazwać dogmat sloganem a modlitwę klepaniem formułki, co niestety sporo osób robi w kościele, a już pozbawiasz się prawa do wypowiedzi. Wygląda na to, że jak nie napisze się czegoś miłego, wygładzonego i polukrowanego, to się wszystkich obraża. Wydaje mi się, że spostrzeżenia dotyczące społecznych niesprawiedliwości dalekie są od neutralności i nie sposób wyrazić ich milusio, bo wtedy przestają mieć jakąkolwiek moc. Zmiana nie bierze się z tego, że wszyscy wesoło potulimy się do pluszowych misiów, tylko z tego, że wyrazimy niezadowolenie, podejmiemy jakąś dyskusję. No nie wiem, może nie poczułam się urażona, bo się z Tobą zgadzam, a może po prostu “uderz w stół, a nożyce się odezwą”.

          • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

            Wzruszył mnie Twój komentarz :) Trudno się z nim nie zgodzić.

  • olgacecylia

    25 lat temu, kiedy chodziłam do przedszkola, byłam wyzywana od żydówek, kociwiar i tych, które zabiły Jezusa. Miałam 4 lata i kompletnie nie rozumiałam, o co chodzi – a chodziło o to, że moich rodziców (ojciec jest protestantem) nie widywano w kościele.

    Wtedy postanowiłam sobie, że moich dzieci takie traktowanie nie spotka. Mam wielką nadzieję, że uda mi się wypełnić to postanowienie nie zostając zaplutą konformistką…

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth

      Pod tym względem już raczej nie jest tak źle. A moi synowie częściej słyszą od kolegów komentarze dotyczące ich długich włosów niż tego, że nie chodzą na religię czy do kościoła.

      • olgacecylia

        Z ciekawości: jak załatwiłaś kwestię komunii? Ja chciałam pójść, bardzo chciałam, bo po tym przedszkolu i wyzwiskach kolejne wykluczenie wydawało mi się życiowym koszmarem.

        • http://www.haque.pl/ Xezbeth

          Komunia przed nami. Głupio brzmi w sytuacji, kiedy nie zamierzamy brać w tym udziału. Nie zamierzamy, a mimo to musimy o tym rozmawiać. Opowiadam starszemu synowi na czym to polega, co będą robić jego koledzy, przygotowując się do tego i nie ukrywam, że próbuję go troszkę podpuszczać, że on będzie miał fajniej, bo nie będzie musiał latać na te wszystkie przygotowania, zakuwać i tak dalej. Moje dzieci wyróżniają się pod wieloma względami, znaczy mają sporo cech, które na upartego można wyszydzić. Dlatego rozmawiamy. Po prostu. Młody, po pierwszym dniu w pierwszej klasie, kiedy pani sprawdzała, czy dzieci umieją głoskować, opowiedział mi w domu, że nie poradził sobie, bo nie wiedział, co to znaczy głoskować. I usłyszał, że ktoś się z niego śmieje. Zapytałam, co on na to. Powiedział: “No przecież wiem, że jak ktoś się ze mnie śmieje, to mam mieć to w nosie albo pupie.”
          Czuję się w obowiązku uczenia dzieci szacunku do inności wszelakiej, wiedzą, że z nikogo nie można się nabijać, nikomu dokuczać, a jak ktoś jest szykanowany, to trzeba go bronić. Wiedzą też, że jeśli ktoś im coś wytyka i z nich się śmieje, to nie ma racji, racja jest po ich stronie.
          Komunia nie jest dla nas odosobnionym problemem, a kolejnym punkcie w systemie problemów o tej tematyce, więc i systemowo sobie radzimy. Jak to wyjdzie, zobaczymy.

          • Ten Awesome Years

            “Czuję się w obowiązku uczenia dzieci szacunku do inności wszelakiej”. Akhem.

          • http://www.haque.pl/ Xezbeth

            ??

  • http://www.fotado.pl/ Grzegorz

    Długo to się nie zmieni, niestety, sądy kapturowe skazują na nauczanie religii. Co samo w sobie jest obrazą uczuć religijnych, ale to nie dociera do zamkniętych umysłów.

  • kartofelek007

    Ja nigdy nie miałem problemu z tym, że jestem leniwym katolikiem. Ktoś tam się modlił, ktoś chodził na pielgrzymi i procesje, a ja to miałem centralnie w dupie. Oni robili swoje, ja robiłem swoje. I tyle. Czy ktoś mnie za to ukarał, oczerniał itp? Nie.

    Oczywiście zdarzą się sytuacje jakie wy opisujecie. Ale to już wina konkretnych ludzi i ogólnego podejścia do wiary. W naszym kraju przez wiele lat był katolicyzm i nic więcej. A i sporo ludzi ma klapki na oczach – nie tylko te związane z wiarą. Rysowanie martwych ludzi to jeden z przykładów. Może siostra prowadząca lekcję zwyczajnie nie pomyślała za w czasu? Zwykła ludzka pomyłka – prawda?

    Czy to co napisałaś jest smutną prawdą? Szczerze – nie podoba mi się ten zwrot. To podchodzi prawie pod szerzenie wiary. Ja jestem waszym mentorem, a powyżej jest smutna prawda objawiona :)

    Tak naprawdę te sprawy zależą tylko od naszego podejścia. Wiara to nie tylko “głupie wierszyki” i zapiski w biblii. Ja sam idąc do kościoła na chrzciny łapałem się na tym jak niektóre regułki powtarzane przez ludzi były bez sensu. I teraz możemy zacząć to wszystko naukowo analizować i jak mamy w dzisiejszych czasach w zwyczaju optymalizować. Czy wyjdzie to nam na lepsze?

    Ale to nie o to w tym chodzi. Wiara to coś więcej. Czasami jej przejawem może być zwykłe rzucanie patyka psu, czy słuchanie ptaków. Jeżeli tego nie widzimy, to znaczy że coś z naszą wiarą jest nie tak.

    U nas w okolicy była kościelna grupa. Spotykała się razem, organizowała co tygodniowe zawody w kosza, wynajmowała sale sportowe itp rzeczy. Sporo dzieciaków z okolicy chodziło na takie zajęcia by się wyszaleć. W międzyczasie byli oni uczeni wzajemnych relacji, szacunku dla innych itp. Wcale nie religijnymi regułkami. Rywalizacją, grą i zwyczajnym koleżeńskim byciem. I właśnie w takich rzeczach upatrywał bym się wiary a nie w skrajnych przypadkach :)

    Wierzy się czy nie wierzy nie dla przywilejów czy świąt, a tak po prostu – z wyboru.

    • Marek Celejewski

      “Wierzy się czy nie wierzy nie dla przywilejów czy świąt, a tak po prostu – z wyboru”

      Tak z wyboru. Tylko tego wyboru zawsze dokonują rodzice. Nie znam nikogo, kto zacząłby wierzyć będąc dorosłym, świadomym czlowiekiem i dopiero wtedy się ochrzcił itd.

  • Aniaxyz

    Religii w szkole mówię stanowczo nie. Od tego są salki w kościele, żeby tam uczyć religii. A jak nie ma salek, to niech się dogada parafia ze szkołą, żeby udostępniła sale, ale po południu.

    Pracuję w szkole i odkąd sięgam pamięcią, zawsze były problemy z tym przedmiotem, a dokładniej z nauczającymi – katechetami, księżmi, siostrami…

    Na nauczyciela rodzic może zgłosić skargę do dyrekcji / wydziału oświaty / kuratorium / ministerstwa. Odzew jest natychmiastowy.

    Na katechetę można poskarżyć się proboszczowi. U nas w szkole kilka lat czekaliśmy, aż sprawą jednej katechetki i jej podejściem do uczniów zajmie się ktoś odpowiedni.

    Kiedyś mieliśmy nawet coś takiego jak obowiązkowa pielgrzymka klas drugich do Częstochowy i Łagiewnik, zaraz po Komunii, w ramach podziękowań (?). Nie, nie była organizowana w sobotę przez parafię – musiały zorganizować ją nauczycielki w środku tygodnia, kosztem lekcji. Nikt ich nie pytał, czy jest to zgodne z ich światopoglądem. Gdy się w końcu zbuntowały, usłyszały od księdza, że są antykościelne. Na szczęście od paru lat już nie ma tych wycieczek.

  • Pingback: Elżbieta Haque – autorCzuję się jak gwiazda porno |()

  • Pingback: Rodzice nie pozwalają mu nie wierzyć | Elżbieta Haque()

  • http://artystkaklawiatury.wordpress.com/ Kasia Świrydowicz

    HAHA ja chodziłam do katolickiej szkoły i jak sobie przypomnę to wszystko … dzisiaj więszkość mojej klasy to dobrze wykształcone, nowoczesne dziewczyny, z “nowoczesnymi” poglądami, pełne tolerancji dla mniejszości seksualnych, w najlepsze używające antykoncepcji a jedna nawet związała się z koleżanką, zamiast – jak uczyły nas siostry – budować Prawdziwe Katolickie Małżeństwo. Religia w szkole i wychowanie religijne niczego nie determinuje. Moim zdaniem tacy właśnie letni katolicy, którzy posyłają dzieci na religię (albo, o zgrozo, do katolickiej szkoły), ale w domu traktują wiarę jako swojski folklor sa chyba najgorsi – naprawdę tylko takich poznałaś? Zgadam się z Ten Awesome Years. Nie zrównuj wszystkich katolików z niedzielnymi katolikami supermarketowymi (którzy z wiary wybierają sobie to, co im sie podoba i co jest łatwe – Dzieciątko Jezus w żłóbku, choinkę i słodkiego puchatego Wielkanocnego baranka). Niektórzy do wiary podchodzą serio.
    Ale tak swoją drogą, to jak zauważył mój przyjaciel ateista – jeden Terlikowski robi dla katolicyzmu więcej złego niż 10 Dawkinsów :D

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Nie zrównuję wszystkich katolików. Znam normalnych ludzi, którzy wierzą, a jednocześnie podzielają moje poglądy przedstawione powyżej. Dziwne, nie?

  • E.

    Ta. Dopieram przyjaciół tylko i wyłącznie wg klucza katolicyzmu. Owszem, w pracy (uczelnia), a paru innym miejscach jestem zmuszona spotykać innych ludzi i żyć z nimi w zgodzie. Nawet jest fajnie. Ale przyjaźni się nie stworzy, nie ma opcji. Moge się przyjaźnić tylko z ludźmi, z którymi da się porozmawiać o poważnych sprawach. Cała reszta to pierdolety.

  • Pingback: Ateiści prześladują katolików | Elżbieta Haque()

  • http://Oleandrra.pl/ Oleandrra

    I przez to, że zakłada się, że jesteśmy katolikami tak strasznie mnie to wszystko wkurza. Jak, będąc ateistką mam nie szykanować chrześcijan, skoro od małego musiałam brać na klatę to, co mi narzucali? Niestety moi rodzice za bardzo bali się, co inni powiedzą i dlatego musiałam ich przekonywać do swoich racji, np. żeby pozwolili mi nie przystępować do bierzmowania. Teraz, kiedy jestem dorosła i mogę sama decydować za siebie NAPAWAM się tą wolnością, której jako dziecko nie miałam. Dlatego, znani z nawracania i wybaczania chrześcijanie, wybaczcie mi i nie dziwcie się, że na was najeżdżam, ale za bardzo rozpiera mnie radość po wyjściu z tego mentalnego więzienia.

  • Pingback: ROBIĘ TO ZA DARMO. STAĆ MNIE. | BOODZIK()

  • Wes

    Doskonały tekst ! Pozdrawiam światłą kobietę !

  • http://pannyzlosiej.blogspot.com/ Magda

    Odświeżę, bo mogę :)
    Dużo rzeczy, o których myślałam sobie czytając Twój tekst przewija się w powstałych już komentarzach, dlatego napiszę tylko o jednej. Wychowywanie kogoś w duchu określonej wiary czy światopoglądu nie gwarantuje wychowania dziecka myślącego i kierującego się w późniejszym życiu własną ścieżką. Nie uciekniemy w takich dyskusjach od uogólnień, ale spróbuję je zminimalizować. Możemy wyobrazić sobie rodzinę, w której uczy się dziecko wyklepywania pacierzy, za którymi nic nie stoi, a nawet przekazywania i wzmacniania stereotypów kościelnych, z których zwykle same kłopoty wyrastają. Możemy pomyśleć i o takiej dla której wiara jest sposobem pokazywania dzieciom piękna świata i miłości, poszanowania dla tego co nas otacza. Są domy, w których światopogląd ateistyczny łączy się z wartościami humanistycznymi i moralnymi. Są takie, w których nie uczy się po porostu niczego i ma się potomstwo gdzieś.
    Rodziny, w których panują prawdziwe relacje i tak mają “do przodu”, bo w nich rozmawia się o rzeczach/ poglądach/ zachowaniach, które przychodzą z zewnątrz, pozwala się dzieciom wyciągać z nich wnioski. Dlatego zastanawiam się czemu stykanie się przez Twoje dzieci z poglądami chrześcijańskimi uważasz aż za tak straszne. “Mali katolicy” (wierz mi lub nie) też stykają się z laickimi poglądami. Wydaje mi się, że proporcje z biegiem czasu się zmieniają (Im starsi, tym więcej w publicznych miejscach ateizmu). Powoli zmierzam do konkluzji: jedni i drudzy będą w dorosłym życiu się ze sobą spotykać i nie widzę powodu dlaczego obie te grupy mają żyć ze sobą w separacji.Jaki jest sens takiej walki? Co może najgorszego się stać? Jaka jest stawka? No bo od katolickiej strony stawka jest jasna: walka o zbawienie. A tu, no cóż w najgorszym wypadku dziecko ci się nawróci. Trudno, ciekawsze dyskusje rodzinne z tego wynikną ;)

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Nigdzie nie piszę o separowaniu grup. Piszę o szanowaniu prawa wszystkich obywateli do świeckości państwa i państwowych instytucji. Tyle.