
Czasem tak po prostu się zdarza. Przychodzi potrzeba napisania kilku prawie mądrych słów. Nim się wyklują, nigdy nie wiadomo, gdzie przyjdzie im zaistnieć. Na blogu? W gazecie? A może na zawsze pozostaną w notatniku? Lub przeminą na pogubionych, luźnych karteluszkach? Tym razem padło na Zwierciadło.
Akurat brałam kąpiel i dla odprężenia czytałam listopadowy numer rzeczonego miesięcznika. Aż tu nagle… Przyszła. Nie dała się odegnać. Wena. Cóż począć? Pisak się znalazł. Zostawiam je w różnych dziwnych miejscach. Ale notesu nie przyszło mi do głowy tam posiać. Na szczęście okazało się, że w Zwierciadle jest sporo miejsca na moje teksty. Przy okazji okazałam się bardzo eco.
Łazienka to moje centrum gazety i kulturalne. Trzymam tam prasę i książki. Powinnam też zadbać o komplet przyborów do pisania. Bo jak wiadomo papier toaletowy jest raczej do dupy jeśli chodzi o smarowanie na nim felietonów. Z reklamy wiemy, że sprawdza się do zapisywania nut. Już lepsze serwetki. Jednak jeść to jeszcze mi się tam nie zdarzyło, a zatem serwetek brak.
Podczas tego procederu Hugh zostawił na mnie cząstkę siebie. Musiałam się potem szorować z farby drukarskiej.
Miłego weekendu!