
Czytałam akurat “Każdy szczyt ma swój Czubaszek”, kiedy nagle poszłam po chleb, jakąś wędlinę, masło… Wiecie, takie tam artykuły kanapkowej potrzeby. Stoję już w kolejce do kasy i patrzę. A ona tam sobie na tym stojaku z książkami tak leży i leży. Myślę, wezmę. Niech nie leży. Wzięłam. Izę, Kunę i Klarę też.
Kuna, Klara, Iza i ja.
- Pojebało cię, Iza?
- Że w jakim sensie, Ela?
- Żeby taką książkę napisać, Iza.
- Musiałam, Ela, musiałam. Czasami człowiek musi.
- Nie czujesz się teraz goła, Klara? Po tej książce, nie czujesz się?
- Powiem ci Ela, że trochę tak. Trochę naga, a trochę…
- Ubrana trochę?
- Tak! Trochę ubrana, Ela.
- A co na to Kuna, Iza?
- Kuna się najebała i śpi albo rzyga, Ela. Ale, Ela, ty masz jakiś problem z tą książką?
- No mam, bo mi przerwała czytanie Czubaszkowej. Kurwa, Iza, nawet nie wiesz, jakie to uczucie. Czytasz świetną książkę, idziesz do spożywczego i kupujesz inną i ona okazuje się zajebista. Iza, kurwa, masakra.
- Ela, a nie mogłaś wcześniej do tego spożywczego iść? Całe życie czekałam na twoją opinię, Ela.
- Przepraszam.
- Co wy wiecie o życiu, kurwa. O kochankach, rzygających kotach, brzydkich żonach, pedałach, neurotycznych przyjaciółkach? Co wy wiecie, kurwa? Nic nie wiecie!
- Kuna, idź spać.
- Nie, Iza, nie pójdę. Gdzie jest moja zajebista książka?
- U mnie, Kuna, u mnie.
- Oddaj ją, Ela, natychmiast!
- Kupiłam ją. Jest moja, Kuna.
- Będzie twoja, jak se napiszesz, Ela.
- Napijmy się cydru, dziewczyny – powiedział kot i się porzygał.
”Klara” Izy Kuny to wyjątkowa książka. Świetnie się ją czyta. Pewnie dlatego, że łamie narracyjne konwencje i konwenanse. Kuna napisała ją w sposób, który pokochałam od pierwszych stron. Lektura “Klary” sprawiła mi kupę radości, bo czytanie jej było niczym rozmowa z przyjaciółmi – popieprzonymi do wyrzygania. Rozmowa – nie zawsze przyjemna, nie zawsze miła – o miłości, samotności, życiu, rodzinie, wartościach.
Polecam, ale nie każdemu. Nie powinny zabierać się za tę książkę osoby, którym literatura kojarzy się z literackim językiem pozbawionym naleciałości języka codziennego. Bo wiecie, tam wulgi są. I ci, co są przywiązani do ścisłych ram form narracyjnych, mogą mieć problem z odbiorem. A może się mylę. Może i jedni i drudzy powinni tę książkę wziąć do ręki i ją, kurwa, przeczytać. Zaczytać. Oczytać. Naczytać. Się.
Mnie się poszczęściło. Mam egzemplarz z autografem!