
Basia z Chica Mala nominowała mnie do wzięcia udziału w łańcuszku, którego nazwy nie znam. Zabawa polega na skompletowaniu 10 książek, które w jakiś sposób wpłynęły na mnie, ukształtowały czy coś.
Trochę książek w życiu przeczytałam, ale takich, które w szczególny sposób odbiły się na mojej psychice, nie było zbyt wiele. Wiem, pewnie słabo szukałam, słabo czytałam i w ogóle. Ale prawda jest taka, że gdy byłam młodsza połykałam tonami tomiki wierszy, których do zestawienia mieszać nie będę, a teraz wolę, gdy czaszkę penetrują mi filmy. Książki lubię czytać zawsze i wciąż, ale trudniej mi osiągnąć efekt “wow”. Rankingu nie zrobię, bo sensu w tym nie widzę, ale spróbuję je sobie ustawić na osi czasu.
SŁOWNIK WYRAZÓW OBCYCH
Tak. Jak byłam mała, to brałam duży, ciężki słownik w szarej, twardej oprawie i poznawałam słowa. Potem szukałam okazji, żeby ich używać. Trochę to było karkołomne, bo jak tu w codzienności dzieciaka znaleźć okoliczność sprzyjającą użyciu słów aberracja, ambiwalencja czy kinestezja. Potem ograniczyłam się wyłącznie do czytania łacińskich zwrotów i cytatów. Biorąc pod uwagę fakt, że już później, w ogólniaku uczyłam się łaciny, czytanie słownika nie poszło w las.
ENCYKLOPEDIA MEDYCZNA
Też. Mniej więcej ten sam okres, może trochę później. Trzytomowa była. Na twardą oprawę miała zakładane papierowe, zielone okładki. Nijak się z tego nie mogę wytłumaczyć. Ale lubiłam wiedzieć, co to katarakta, anemia sierpowata i czym objawia się guz mózgu. Dziś tematyka ta jest mi cały czas bliska, więc nie żałuję ani chwili spędzonej pod i nad encyklopedią.
PAMIĘTNIKI FANNY HILL – John Cleland
Kompletnie nie pamiętam fabuły tej książki. Ale pamiętam, że rumieniłam się, jak ją czytałam. Zasychało mi w gardle. Wtedy nie rozumiałam, dlaczego. Teraz uśmiecham się pod nosem. Byłam gówniarą pewnie w połowie podstawówki, kiedy wzięłam tę książkę z domowej biblioteczki. Na okładce przeczytałam, że to książka “nie dla dzieci” i pewnie dlatego ją przeczytałam. Do dziś cenię erotyczne słowo pisane.
MEDALIONY – Zofia Nałkowska
To kolejna lektura niedostosowana do mojego wieku. Z półki wzięłam, przeczytałam, a potem mydło z ludzi śniło mi się po nocach. Dobił mnie Różewicz “Warkoczykiem”. Jak przeżywałam, tak przeżywam do dziś i wciąż nie pojmuję, jak ludzie ludziom mogą…
HOBBIT, CZYLI TAM I Z POWROTEM – J.R.R. Tolkien
Mój pierwszy kontakt z Tolkienem odbył się dzięki miejskiej bibliotece. Zafascynował mnie świat, zafascynował mnie sam fakt, że ktoś potrafił taki świat stworzyć, rozrysować, rozpisać, włożyć tam takie postaci i rzucić je w wir niesamowitych przygód. Dla dzieciaka, który w dupie był i gówno widział to po prostu kosmos.
SANDMAN – Neil Gaiman
Bo wydawało mi się, że nie lubię komiksów. Serię o Sandmanie polecił mi znajomy. I okazało się, że komiks Gaimana potrafi wessać, pożreć i wypluć tak, że człowiek czuje się, jakby sam bóg z Olimpu go wypluł wraz ze swoją boską śliną i pozwolił się jeszcze w tej ambrozji taplać. Tutaj oprócz świetnej fabuły, wyśmienitych dialogów pomiędzy doskonale uszytymi postaciami, jest jeszcze zachwycający, mroczny rysunek. Już nie kojarzę komiksu wyłącznie z Kaczorem Donaldem.
WIEDŹMIN – Andrzej Sapkowski
Kolejny mit mi się wziął i obalił. Wydawało mi się, że nie lubię tego typu literatury. Choć Tolkiena łyknęłam, uznałam, że jest wyjątkiem. Zapierałam się, że nie będę czytać fantastyki i koniec, kropka. A wtedyjeszczeniemąż wytrwale polecał. W końcu dla świętego spokoju przeczytałam… całą sagę. Od tamtej pory żałuję, że to zrobiłam. Że już nigdy nie przeżyję tego pierwszy raz. Mogę co najwyżej walić powtórki.
MILLENIUM – Stieg Larsson
Jak byłam mała, pani od polskiego (pozdrawiam panią Jolę) zmuszała nas do czytania książek. Nie obchodziło ją, jakie książki czytamy, tylko ile. I nie ile książek, tylko ile stron. Mieliśmy specjalne zeszyty, w których notowaliśmy autora, tytuł książki i ile miała stron. Jak się czytało cieńkusy (czyli np. ja), to trzeba było się ich sporo naczytać, żeby uzbierać limit stron w miesiącu. Miałam wtedy alergię na grube książki (IV klasa podstawówki). Byłam przekonana, że nim dobrnę do końca, zapomnę, co było na początku. Potem Sienkiewicz potwierdził moją tezę. Później już miałam raczej inne kryteria wyboru lektury, ale i tak pukałam się w czoło, jak zobaczyłam trzy tomy Millenium czekające, aż je przeczytam. Ani tego pod poduszkę nie włożysz, ani w kieszeń nie wsadzisz, do autobusu ciężko. Ale człowiek po nocach nie śpi, bo szkoda czasu. I smutno mi było, gdy te 2000 stron było za mną. Bezpowrotnie. Czytanie Millenium było dla mnie ciekawym doświadczeniem, tak ogólnie. Sporo rzeczy mi się tam gryzło – niesamowicie prowadzona fabuła z rozwlekłymi opisami szczegółów, które wydawały mi się zupełnie zbędne (i w sumie fabuła by się bez nich obeszła), wyraziste, finezyjnie zbudowane postaci z nieco topornym językiem (który może nie był winą samego autora). Ale nawet te perturbacje uważam za cenne.
MORDERSTWO ODBĘDZIE SIĘ W… – Agatha Christie
Ten tego… Nie tykałam kryminałów. Preferowałam literaturę XX i XXI wieku. Christie mnie pokonała. Nie będę się tutaj rozwodzić, bo nie chodzi o tytuł. Chociaż może dobrze trafiłam, wszak każdy autor ma lepsze i słabsze tytuły. Może po jakimś gorszym zniechęciłabym się. Ale summa summarum dzięki tej książce wiem, że nie należy unikać dziewiętnastowiecznych kryminałów.
KLARA – Iza Kuna
Ta pozycja wniosła w moje czytelnicze życie nieco świeżości, a nawet więcej niż nieco. Oryginalność narracji otworzyła mi – jako również twórcy, nie tylko odbiorcy – czaszkę. Oprócz tego, że “Klarę” po prostu świetnie mi się czytało, lektura tej książki była dla mnie kolejnym doświadczaniem czegoś innego, nieszablonowego, co niezwykle cenię w twórczości wszelakiej.
Książki, które wymieniłam, rozwinęły mnie, otworzyły, poszerzyły moje horyzonty, czegoś nauczyły. Po nich moje spojrzenie na coś stawało się inne, zmieniały mój punkt widzenia lub poprawiały wzrok. Nie twierdzę, że to najlepsze książki, jakie czytałam. Na pewno są to książki, które nie pozostawiły mnie taką samą, jaką mnie zastały.
Photo credit: freeparking :- | / Foter / CC BY