Ledwie kampania wypełzła na światło dzienne, pojawiły się liczne głosy krytyczne. Ze wszystkimi się zgadzam. Ale wystarczy zwrócić uwagę na jeden szczegół, by przestać się oburzać. Istnieje wprawdzie pewne ryzyko pogłębienia wkurwu, ale niech tam.
Ale od początku. Jest Fundacja Mamy i Taty (już w nazwie tkwi zaklęcie), która wpadła na szalony pomysł kampanii, której kompilacją jest spot “Nie odkładaj macierzyństwa na potem”.
Wiecie… Miała czas na wszystko, tylko nie na dziecko. Potem już nie może, bo gonady starawe. Co gorsza, łykała piguły antykoncepcyjne. Nie dość tego, liczyła na komfort i stabilizację, nim zdecyduje się na dziecko. Taka feministko-dżendero-nieomallesba. Można sobie poczytać o konferencji dotyczącej kampanii.
Czy zdziwiłaby kogokolwiek kampania Kai Godek nawołująca, by nie miesiączkować, bo miesiączkowanie to potencjalne zabijanie życia poczętego? Mnie by nie zdziwiła. Wystarczy zerknąć na wcześniejsze dokonania Fundacji Mamy i Taty, by nie dziwić się kampanią o zdążaniu.
Ta wspaniała fundacja przygotowała raport mówiący o tym, że ludzie LGBT w Polsce mają zajebiste prawa a dyskryminacja jest mitem. Wystarczy troszkę w nim poszperać, aby przekonać się, że Fundacja traktuje to środowisko jako wroga publicznego, czym – dla mnie – ustawia się w jednym rządku z oszołomami z episkopatu.
Fundacja stworzyła wcześniej kampanię “Rozwód. Przemyśl to”, która przedstawia rozwodników jako rozkapryszonych egoistów, którzy krzywdzą dzieci swoim rozstaniem uzasadnianym rutyną, znudzeniem współmałżonkiem.
To dopiero jest oburzające. Bo wiecie, miłość, to projekt na całe życie.
Fundacja reklamuje też rodzeństwo, bo siostra jest fajniejsza niż kucyk.
No tak, bo ludzie nie decydują się na drugie dziecko, bo całą paszę zżera kucyk i zajmuje miejsce w stajni…
Fundacja Mamy i Taty napisała też list do autorki elementarza, a w nim taka myśl przewodnia:
“Chcemy by podczas prac nad podręcznikiem pamiętała, że równość kobiet i mężczyzn to nie jest jedyna perspektywa, którą powinien on uwzględniać.”
w związku z czym nie dziwi, że pisali także do premiera, ministra sprawiedliwości oraz posłów listy sprzeciwu. Próbowali wpłynąć na nich, aby ci NIE godzili się na ratyfikowanie tzw. konwencji antyprzemocowej.
Po obejrzeniu spotów kampanii organizowanych przez tę fundację, po przeczytaniu jej materiałów kompletnie straciłam zainteresowanie tym, co fundacja ma do powiedzenia na temat kobiet, rodzicielstwa, dzieci… Ci ludzie poruszają się po betonowym, kiszkowatym korytarzu stereotypów i wąskich horyzontów. Wszelkie zastrzeżenia dotyczące ich ostatniej kampanii, które pojawiły się na licznych blogach i portalach, miałyby sens, gdyby stworzyła ją organizacja mająca postulaty oparte na postępie, otwartości i realnym spojrzeniu na społeczeństwo i kraj. A tak mamy do czynienia z ludźmi, którzy za wszelkie zło obwiniają środowiska LGBT, środki antykoncepcyjne i ideologię dżender. To nie dla mnie.