“Kalendarzyk niemałżeński” Wellman i Młynarskiej na warsztacie

kalendarzyk-niemalzenski1
     Książkę duetu Dorota Wellman i Paulina Młynarska “Kalendarzyk niemałżeński” przeczytałam dzięki uprzejmości Judy z Planety Sue. Najpierw byłam zaciekawiona, zwłaszcza, że obydwie panie lubię i cenię. Ale muszę się przyznać, że po przeczytaniu kilku pierwszych stron miałam coś na kształt zalążka rozczarowania.

     Zwróciłam uwagę na formułę książki. Listy? Pomyślałam sobie, że to strasznie cienkie. Też pisałam listy z koleżankami. W ogólniaku pisałyśmy do siebie jak oszalałe. Odpisywałyśmy w domu, odpowiedzi wręczałyśmy sobie w szkole. Swoją drogą z perspektywy czasu to ciekawe, tyle miałyśmy sobie do powiedzenia, że nie wystarczały rozmowy, trzeba było jeszcze listy pisać. W każdym razie uznałam, że listy to sobie może pisać każdy. Ale żeby od razu je publikować w formie książki? Dziecinada…

     Ale nie jestem taka, żeby od razu po pierwszym wrażeniu książkę w kąt rzucić. Zwłaszcza, że ja ogólnie cudzych książek nie rzucam. Swoich w sumie też. “Kalendarzyk niemałżeński” czytałam więc dalej. I gdy się okazało, że kobiety całkiem mądrze prawią, to i do formy zdołałam się przekonać. Pomyślałam “czemu nie?” Dzięki podziałowi na listy, a zatem i tematy, książka nie jest angażująca. W tym sensie, że można sobie na przykład przeczytać jedną wypowiedź podczas posiedzenia rady ministrów, drugą czekając aż się makaron ugotuje, trzecią jadąc przystanek autobusem, czwartą przed snem, bez ryzyka, że wciągnie i spać nie pozwoli.

     OK, a co z treścią? Dzięki książce można lepiej poznać panie Młynarską i Wellman, ich poglądy i podejście do różnych spraw typu święta, aborcja, rozwody, macierzyństwo, alkoholizm, konsumpcjonizm. Trochę plotkują, trochę się zwierzają, trochę filozofują. Dzielą się ulubionym przepisami na takie i owakie dania. Kilka razy zdziwiłam się, że mają takie podejście do jakiegoś zagadnienia. Kilka razy złapałam się na tym, że miałam ochotę rzucać się do internetu i szukać (w celu zamówienia) produktów przez nie polecanych. No właśnie, bo polecają, chwalą i zachwycają się kosmetykami, mydełkami, patyczkami do uszu. Ciekawość, czy używają, czy reklamują.

     Czytałam opinie zachwyconych czytelniczek, że wspaniałe tematy, że w taki sposób podjęte, że czyta się w sekundę, ach i och. Nie przyłączę się do piania i zachwytów. Książka jest OK, ale żeby zaraz sikać po nogach…? Szczególnie poleciłabym ją zahukanym paniom domu, albo żonom przy mężach zbyt pewnym i zbyt spokojnym o swoją przyszłość, albo lamentującym rozwódkom, że im się życie skończyło, albo współuzależnionym. No i tym, co je zmarszczki przerażają. Szczęśliwa, zadowolona lub patrząca na świat w miarę trzeźwo kobieta pewnie się troszkę wynudzi, czytając, bo w wielu kwestiach ma podobne zdanie i panie nie muszą jej do niczego przekonywać, a zatem nie wnoszą nic odkrywczego. Ale przeczytać nie zawadzi. Wcale.




elzbieta-haque

  • http://chicamala.pl/ Chica Mala

    Zaciekawiłaś mnie. Chętnie zajrzę, jak już ogarnę zapasy książek, jakie mi się zgromadziły :-)

  • http://www.marilabo.pl/ Mari

    Właśnie kupiłam ebook. Nie czytałam recenzji, ale lubię Wellman i chciałam trochę jej głosu/stylu/bycia dla siebie.

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Daj znać, jak wrażenia :)

  • Ajka

    Ja ją łyknęłam przy dwóch podejściach, tak po 150 stron każde. Właśnie przez formę listów czyta się ją szast-prast, jednak ja wolę się zagłębiać w fabułę, więc taką formę jakoś zmęczyłam, jednak gdyby wszystkie knigi były tak pisane to bym ocipiała. To co mi się podoba, to brak “poradnikowania”, tylko opisanie swoich stanowisk, z drugiej strony brak polemiki (no bo jak tu polemizować listownie gdy potrzeba wartkiej akcji?). Trochę humoru, trochę (jak dla mnie zbędnych) kulinariów, kilka trafnych spostrzeżeń Młynarskiej, które odniosłam do swojej prywaty i dały mi do myślenia ;-).
    Tak jak piszesz, książka OK, przeczytałam, fajnie było, jednak patrzenia na życie mi nie zmieniła.
    Kupiłam, jednak wolałabym gdyby była (wy)pożyczona, ale nikt pożyczyć nie chciał, z resztą ja sama książek nie pożyczam… tak jak Dorota Wellman ;-) ( gdy czytałam o jej “polityce” obchodzenia się z książkami przybiłam 5-tkę).
    _______________________
    Teraz wzięłam się za “Anioły jedzą trzy razy dziennie” Grażyny Jagielskiej, która spędziła 147 dni w klinice stresu bojowego dla cywilów i żołnierzy. Początki są trudne… trzeba wpaść w rytm autorki, póki co przeczytałam 40 stron, może wreszcie “zatrybię” ;-)
    _______________________
    Zauważyłaś, że Wellman prześwituje… sutek? :P co patrzę na moją okładkę to jej cycuś przykuwa mój wzrok…

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Ja nie wiem, gdzie Ty ludziom zerkasz :D Mimo że lubię cycki, to jakoś
      nie zwróciłam uwagi. Nie świadczy to dobrze o mojej spostrzegawczości :)
      Czyli wrażenia całkiem podobne…

      Długo czekasz, aż zatrybisz? Znaczy, czy dużą masz cierpliwość do książek z trudnymi początkami?

      Ja
      właśnie skończyłam lekturę książki młodego, obiecującego autora z
      magią, mordobiciem i elfami w tle :) Będę polecać. I zaraz muszę zanabyć
      książkę koleżanki. Mam nadzieję, że też będę mogła polecać :D
      A potem narzekam, że nie mam na nic czasu…

      • Ajka

        Zerkam? przed oczy mi się z brodawą ładuje przeca! :P

        Myślę, że do setki dociągnę i zdecyduję czy brnę dalej, bo “Efekt Lucyfera” Zimbardo czeka… a to księga jak pieron, więc muszę szanować swój czas :D.

        Ja wiecznie narzekam na brak czasu… a jak się dorwałam do wyprzedaży, to i na brak kasy :P no ale przecież tyyyyle oszczędziłam! hahaha Zaczęło się od tych “Aniołów”… a skończyło na 6 pozycjach, bo co ja będę płacić krocie (7 zł!) za przesyłkę… no daj pan spokój! to wydałam150 zł… fuck logic :D

        Elfy i magia to nie moja bajka… ale może w odległej galaktyce, who knows :>