
Czy się to komuś podoba czy nie – żyjemy złudzeniami. Nasz mózg jest niesamowitym urządzeniem. Tam, gdzie brak mu danych, a są mu potrzebne, wstawia coś, co wydaje mu się prawdopodobne. Dzięki temu funkcjonujemy. Działamy instynktownie na podstawie strzępków danych i tego, co nam się wydaje. Tworzymy obraz całości na podstawie widocznego fragmentu. Szufladkujemy sytuacje, rzeczy i ludzi na podstawie pozorów. To takie atawistyczne, kiedyś konieczne, dziś praktyczne tylko czasem. Ale jednak wciąż tak mamy.
To, co widzą nasze oczy, nie zawsze w rzeczywistości (tak zupełnie obiektywnie) jest takie, jak nam się wydaje. Najczęściej wersja, którą widzimy, jest taka, jak trzeba, jaka jest nam potrzebna, albo taka, jak chcemy. Potrafimy zobaczyć nieżyjącego Kaczyńskiego w oknie kamienicy, ale tylko z oddziału proktologii w szpitalu naprzeciwko. I jakieś twarze na księżycu. Nie tylko z proktologii.
Mózg selekcjonuje informacje, które do nas docierają. Selekcjonuje także te, które do nas już dotarły, wszak mamy zdolność wypierania pewnych rzeczy i zapominania innych. Tworzymy sobie wizje rzeczywistości, bywa, że w nie wierzymy równie mocno, jak w to, że po nocy przychodzi dzień. W ten sposób powstają fantastyczni kochankowie, których ubieramy w wyimaginowane cechy i święcie wierzymy, że tacy właśnie są. W końcu czemu nie? Skoro nasz mózg uważa, że te wspaniałe cechy pasują do tego człowieka, to widocznie ma rację. Kto zabroni nam żyć złudzeniami? Skoro w złudzeniach jest dobrze, wygodnie, przyjemnie… Skoro nasz mózg nie ma nic przeciwko… To tylko jedno złudzenie więcej do kompletu.
I wtedy wyobraziłam sobie, że kiedy wystawimy nos ze świata złudzeń, konfrontacja z rzeczywistością może być tak bolesna, jak zderzenie ze ścianą przy setce na godzinę. Ale przecież nie samymi przyjemnościami człowiek żyje. A takie zderzenie nie jest jedynym przykrym doświadczeniem, z jakim człowiekowi przychodzi się w życiu zmierzyć. Więc może warto? Tyle przyjemności w zamian za jakieś tam złamane serce na koniec? Oj tam, złamane serce, zderzenie ze ścianą, konfrontacja z obiektywną rzeczywistością, albo cudzą wersją złudzeń. Pikuś.
No i wyobraźcie sobie, że tak stoję chwiejnie i trzymam ścianę, żeby się nie przewróciła. Znaczy tezę trzymam. Już w zasadzie bez przekonania. I sama nie wiem. A zgodnie z zasadami powinnam mieć własne zdanie.
Może wyrobię je sobie, gdy będę pisać o symbiozie w związkach i złudzeniach organizmów symbiotycznych.
A zatem, do następnego razu!