Gdy umiera ateista

image
Gdy umiera ateista, poruszenie powstaje jakieś szczególne. Zaskakująco. Wszak ateista – człowiek zwykły. Ani święty, ani jakiś wyjątkowy. Ot bezbożnik pospolity. Poruszenie niczym na łódzkim pogotowiu*. Byle szybciej, byle zdążyć, byle – nim skona – z bogiem go pojednać, skórę złowić, zdobyć, sprzedać, innych wyprzedzić.

Rzecz to wysoce niesprawiedliwa. Gdy odchodzi do pana swego prawy, katolicki obywatel, nie czyni się tyle zamieszania, by zapewnić mu prostą i równą drogę przed piotrową bramę. No jak to tak? Zasłużył bardziej na troskę i opiekę w tej ostatniej drodze.

Gdy umiera ateista, nagle okazuje się, że taki z niego dobry i zabawny kolega był, mimo że bez boga żył. Że taki ciepły, taki otwarty i miły, mimo że z diabłem się bratał. Prawdziwy szok, nie ma co…

Patrząc na to, jak traktuje się umierających w naszym kraju ateistów, jak gwałci się ich wolę na wszelki wypadek, jak depcze się ich decyzje, bo przecież im to już nie zaszkodzi, cieszę się, że mam dzieci, które wiedzą. Wiedzą, że w obliczu śmierci nie będzie mi potrzebne nagłe, podszyte lękiem pojednanie z bytem zamieszkującym chmury. Nieskażeni zabobonem i strachem o los mojej czarnej duszy nie zaczną nagle mnie namaszczać i zbawiać. Nie znają teorii, jakoby człowiek po śmierci miał smażyć się w smole na wieki. A nawet jeśli słyszeli, to prędko włożyli między inne straszne bajki – o Jasiu i Małgosi czy Czerwonym Kapturku. Nie wryła im się w mózg, by wypłynąć jak kupa we właściwym momencie. Nie muszą bać się o mój pośmiertny los.

Wiecie dlaczego? Bo ateiści nie trafiają do piekła. Piekła nie ma.



Elżbieta Haque



Photo credit: Ray-1981 / Foter / CC BY-NC-SA

  • http://www.spesalvi.pl/ Spesalvi

    Wiesz, sęk w tym, że to na ogół ateiści w obliczu śmierci chcą jednak – tak na wszelki wypadek – pojednać się z Panem Bogiem. Może i nie ma piekła, może i nie ma nieba, może i samego Pana Boga nie ma, ale co, jeśli jednak jest? – kombinują. I nie ma w tym niczego złego, żeby było jasne. Byłbym ostrożny z deklarowaniem, co zrobisz w obliczu umierania, bo nikt z nas tego nie wie, dopóki w tej sytuacji się nie znajdzie. Bardziej zagorzali ateiści w ostatniej chwili wołali księdza.
    Natomiast zgadzam się absolutnie, że czymś całkowicie niestosownym, niewłaściwym i niedopuszczalnym, jest naruszanie czyjejś woli. Jeśli ktoś nie życzył sobie księdza, to sprowadzanie mu go, gdy nie bardzo ma jak się przed tym obronić, jest paskudne.

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Jeśli tak kombinują to dupy z nich a nie ateiści. To raz. A dwa – kombinują, bo zostali zastraszeni.
      Można być bardziej lub mnie zagorzałym ateistą? Nie wierzyć bardziej lub nie wierzyć tylko troszkę? ;)

      • http://www.spesalvi.pl/ Spesalvi

        Skoro dali się zastraszyć, to nie byli pewni tego ateizmu. Sęk w tym, że w tej kwestii trudno o pewność. Wiesz, jakoś nikt tak naprawdę nie wrócił i nie opowiedział, jak to tam jest po drugiej stronie :)

        • Nata

          Może nie tyle dali się zasaszyć, co po prostu chcieli świętego spokoju. W końcu gdy umrą to i tak ich nie będzie i tak na prawdę jaka to różnica dla ateisty czy ten ksiądz będzie czy nie? A jeśli rodzinie dzięki temu będzie lżej to co to za różnica… Choć nie chciałabym, żeby klecha zarobił nawet po mojej śmierci, a ludzie mówili, że jednak się nawróciłam na łożu śmierci, no ale i tak by mnie już wtedy nie było

    • Dziadek Andrzej

      Ile razy czytam taki bzdet: “na ogół ateiści w obliczu śmierci chcą jednak – tak na wszelki wypadek” rodzi się zaraz pytanie do autora – ile razy byłeś przy śmierci ateisty? Ile razy widziałeś takie jego ze strachu działanie? Gdy z informacji prasowych, lub z rozmów słyszymy o takich sytuacjach, to gdy popytać dokładniej wyłazi – a to, że w trakcie już świadomość tracił, albo (jak z Jaruzelskim), że nikt nie pytał o nic, a wezwali klechę z olejami…, lub zwyczajnie tylko pogrzeb z księdzem, bo rodzina… Ble, ble, ble o pojednaniu z ich baśniowym patchworkowym stworkiem.

      • http://www.spesalvi.pl/ Spesalvi

        generał Jaruzelski, o ile wiadomo, akurat sam prosił, i nie miał ostatniego namaszczenia jedynie, ale również spowiedź i komunię. pudło, dziaduniu.

  • http://www.archiwumchaosu.pl/ Kamila Łońska-Kępa

    Dyskutowałam na ten temat ostatnio przez dwa dni.
    Wielu wierzących zalało mnie “a co Ci szkodzi?”.
    I tak się zastanawiam co im szkodzi dać umrzeć mi tak jak żyłam. Zdroworozsądkowo.

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Widać nigdy nikt ich nie obrzezał. A przecież co im szkodzi?

    • grzegorz jach

      “a co Ci szkodzi?” – okej, zawołaj mi tu duchownych kilkuset różnych religii tak na wszelki wypadek jakby ten twój bóg okazał się tym nie prawdziwym.

      • baca z murzasichla

        Żadna gwarancja. Bo bo mozesz wywołać zazdrość pomiędzy bogami i wtedy dopiero biada ci.

  • Pingback: Pojednanie z Panem Bogiem | Spesalvi.pl()