Gdy człowiek głodny to zły – KONKURSO z jedzeniem

pysznepl1
     Kilka razy w życiu zmieniałam miejsce pracy i zawsze miałam to szczęście, że w pobliżu można było kupić dobre żarcie. Prawie zawsze. W pierwszej pracy było super, dopóki sezon wakacyjny się nie skończył, bo razem z nim zamknęła się hotelowa kuchnia i czasem trzeba było pójść do lasu i coś upolować. W drugiej to miałam taaaaki wybór, że… Na szczęście miałam też dobrą przemianę materii, bo po tych pizzach, hot-dogach i innych makaronach przyszłoby mi się turlać. W trzeciej chińczyki, schaboszczaki i kanapeczki z gumiastego tostowego chleba. W czwartej bufet z bufetową zmielony w sałatce rozmaitości. W piątej – w sklepie u stóp biurowca można było nabyć porcję wątpliwej świeżości obiadku, który potem ładowało się do mikrofali. A potem… potem było jeszcze gorzej, bo pracowałam w domu, więc jak to mówią, jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. Znaczy jak sobie ugotujesz, tak się najesz.

     Teraz, moi drodzy, możecie mi współczuć. Na dole restauracja, owszem, jest. Ale mój wzdęty szef to wystarczająca antyreklama. Poza tym wszyscy, którzy pracują tu dłużej niż ja, wolą odgrzać sobie jakieś sztuczne kluski w mikrofali. Sztuczne kluski zaś można zanabyć w tutejszych delikatesach, ale one, delikatnie mówiąc, zdzierają z człowieka grubymi płatami i posypują solą.

     Wiem, głupia jestem, bo do tej pory zwyczajnie nie przyszło mi do głowy, że żarcie można sobie zamówić z dowozem. Po prostu błyskotliwością grzeszę tylko na pokaz, w praktyce wychodzi mi to raczej słabo. Dziękuję więc pyszne.pl za to nagłe olśnienie. Bo to właśnie pyszne.pl podetknęło mi pod nos możliwość przetestowania ich serwisu i jednocześnie jedzenia, które mamy tu w zasięgu dowozu. To taki agregator restauracji, wszystkie pod jednym adresem. Wchodzisz i wybierasz.

     Tego dnia w firmie wszyscy liczyli na mnie (brzmi jak z reklamy proszków przeciwbólowych), bo zapowiedziałam, że ich nakarmię. Słowo się rzekło. Tylko czym? Wiedziałam już, jak zamówię. No właśnie, tylko co? Pizza na telefon już mi się znudziła, sushi jadam tylko u przyjaciół, schabowego sama sobie mogę sklepać. Padło na burgery. Przemknęło mi tylko przez myśl, że jak będą za małe, to mi towarzystwo głowę ukręci. Szczęściem okazało się, że w serwisie dostępne są opinie tych, co się uprzednio stołowali w danej knajpie. Poszłam tym tropem i… to były najlepsze burgery, jakie jadłam. Reszta łasuchów też była zadowolona.

     Zamawianie przez pyszne.pl jest banalnie proste. No chyba że się po prostu człowiek zdecydować nie może, jak ja, to siedzi, przegląda menu i ślinka mu kapie. Wchodzimy, wybieramy lokalizację i wyskakują nam dostępne w rejonie restauracje, które karmią z dowozem. Żeby wyświetliło się ich mniej, możemy ustawić filtr według własnych preferencji. Po wybraniu knajpy, przeglądamy menu i wrzucamy, co nam się podoba, do koszyka. Trzeba zwrócić uwagę na formę płatności – w zależności od lokalu można płacić elektronicznie i/lub gotówką.


pysznepl2
     Proces wybierania restauracji, potem potraw z menu i finalizowanie zamówienia jest prosty i intuicyjny. Przychodzą maile z potwierdzeniem zamówienia i że kasa doleciała. Do mnie pół godziny później przyszedł jeszcze pan z hamburgerami dla mnie i moich głodnych towarzyszy z kopalni. Tylko nasze paszczęki okazały się za małe w starciu z tymi bułami. Ech… pociekło mi na samo wspomnienie.

     Reasumując, polecam serwis i zamawianie papu w ten sposób. Przynajmniej żaden operator słuchawki nie odbierze wam apetytu. A ponieważ polecam, to mam dla was KONKURSO. Polega ono na tym, że wy mi coś, a ja wam w zamian kupony na 50 zł do wykorzystania w pyszne.pl.

     W komentarzach (na blogu lub fejsie) opiszcie lub zobrazujcie najgorsze żarcie, jakie mieliście zaszczyt spożywać. Macie na to czas do 24.07.2014, czyli następnego czwartku.
Wybiorę 3 (słownie: trzy) najciekawsze odpowiedzi i uhonoruję je kuponami, dzięki którym, dla odmiany, będziecie mogli zjeść coś smacznego.
Po wszystkim będę musiała skontaktować się ze zwycięzcami, żeby przekazać kody, więc stay tuned.




elzbieta-haque

KONKURSO zakończono, zwycięzców wyłoniono. Szamać będą: Nes, Joanna i Kasia. Smacznego!

  • Marrek

    Najgorsze danie, jakie jadłem, zrobiłem sobie sam. Niestety :D Niezbyt dobrze to o mnie świadczy, ale mogę się usprawiedliwić – bo jestem jeszcze młody i wszystko przede mną. Risotto chciałem sobie zrobić. Miałem okazję, bo rodziców nie było. Pokombinowałem z przyprawami. I szczerze przyznam, to było obrzydliwe w smaku. Taki stary, schodzony i używany na wuefie trampek. Pyszności :-/

  • Nes

    Najgorsze jedzenie jakie przyszło mi spożywać… to zamówione kilka lat temu, bajecznie wyglądające wytrawne muffiny. Kusiły dekoracją, efektownymi dodatkami (eleganckie bibułki, waflowe ozdoby stanowiące kontrast dla ciemnego ciasta, zrumieniony ser na wierzchu – kulinarny artyzm), wyglądały tak, że oczy uznały “musisz je zjeść”. Miałam ślinotok czekając na złożenie zamówienia i patrząc na nie – za szybką (to było miejsce, w którym wybrane dania z menu można sobie było najpierw obejrzeć ‘na żywo’). Okazało się, że to, co znalazło się na moim talerzu smakowało, jak fusy z kawy. Po mistrzowsku uformowane i dopracowane, ale jednak fusy.
    Nigdy nie zapomnę swojego zdziwienia. Nigdy wcześniej i na szczęście nigdy później nie zdarzyło mi się doświadczyć aż takiej rozbieżności między smakiem a wyglądem.

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Tym razem zamów w ciemno, bez oglądania. I oby było pyszne. Kupon i szczegóły prześlę na priv.

      • Nes

        Dziękuję bardzo.

  • http://chicamala.pl/ Chica Mala

    Hmmm… to nie będzie trudne, bo pierwsze co przychodzi mi do głowy to zeszłoroczny Sphinks, którego jadłam w Gdańsku. Diabeł zraził się do nich kilka lat wcześniej, ale że była to jedyna otwarta jadłodajnia w pobliżu, postanowiliśmy dać jej szansę. Niestety niesłusznie.
    Mięso było twarde i jakby trochę gumowate, ryż był suchy i twardawy, sałatki wyglądały apetycznie, ale sprawiały wrażenie, jakby dosypał do nich ktoś piasku, bo coś zgrzytało między zębami. Smaczna była tylko ich bułka, bo nawet pepsi czy tam inną colę podali rozwodnioną przesadnie.

  • KajFi

    Myśląc o najgorszym jedzeniu jakie przyszło mi konsumować, nasuwa mi się pewna historia.
    Pewnego dnia z grupą bliskich znajomych postanowiliśmy wybrać się na spontaniczne zakupy, po kilku dobrych godzinach spacerów po centrach handlowych zgłodnieliśmy. Po burzliwej wymianie zdań kto na co ma ochotę i gdzie pójdziemy napełnić swoje brzuchy staneło na popularnej pizzy, z polecenia kolegi wybraliśmy chyba większości znaną “TelePizze” zamówienie zostało złożone, bardzo szybko pyszna mega meksykańska pizza i kola :) ot tak każdy z nas lubił ten zestaw :). Szybko bo w zasadzie po kilku kęsach okazało się, że zestaw z tego lokalu okazał się dla nas niejadalny przez jedną malutką mega ostrrrą papryczkę chili, ona była wszędzie, nie czuć było innego smaku składników, a w końcu nasze oczy widziały całą masę pyszności na cienkim cieście, jednak w ustach paliło nas niczym smoka wawelskiego i na nic zdało się przepijanie. Siedzieliśmy i usiłowaliśmy jakimś cudem skończyć jeść to piekielne “cudo” niestety nie dało się. Poprosiliśmy o pudełko i z połową pizzy pomaszerowaliśmy przez miasto, nie dość że nasz głód został niezaspokojony, okazało się, że nasz autobus już dawno odjechał a na następny nie zdążymy dojśc na przystanek, szybka decyzja wracamy taksówką, składka i jedziemy. Pan taksówkaż okazał się bardzo miłym i wesołym starszym człowiekiem, z którym 30km trasy zleciało nam bardzo szybko, na sam koniec stwierdził, że teraz musi wrócić do domu na kolację. Z wielką życzliwością, zyczeniami smacznego, zostawiliśmy uroczemu taksówkarzowi naszą piekielną pizze, mieliśmy taką cichą nadzieję, że choć jemu jednemu smakował ten pyszny rarytas, a nam na długo pozostał niesmak do meksykańskich pizz.

  • http://www.lotsofsources.com/ Joanna/ LotsOfSources

    Byłam kiedyś w odwiedzinach u znajomej, jakies imieniny, stolik z kilkoma potrawami, w tym- sałatka. Pani domu od progu zaczęła zachwalać nowy przepis, wiec jak tylko sie umoscilismy zaczelo sie nakładanie i nakłanianie do sprobowania nowosci. Pierwsza lampka ostrzegawcza zapalila sie na widok potrawy, ktorej mimo sporej liczby osob nie ubylo za wiele, ale za namowa gospodyni i niejako z sympatii odwazylam sie na ruch łyzka w strone talerza dowiadujac sie w tym samym czasie, ze nazwa salatki i jej glowny skladnik to zupka chinska.. reka mi zadrżala, przelknelam sline ale bylo za pozno, by sie wycofac. ostatnim aktem woli nalozylam odrobine na talerz majac nadzieje, ze zaraz doloze czegos innego i nie bedzie widac, ze nie zjadlam, ale nie ma tak lekko- czujne oko gospodyni i pytajacy wzrok nakazywaly niezwloczna konsumpcje. jęknelam w duchu przeczuwajac najgorsze. zapach, konsystencja i wreszcie smak- po raz pierwszy doprowadzily mnie na skraj rozpaczy kulinarnej, zmusilam sie do przelkniecia i zachowania poker face dla niespodziewajacych sie niczego wspoltowarzyszy biesiady. jednoczesnie ostatkiem woli wydluzylam czas siegniecia po szklanke z woda. nie robcie tego innym- nie mieszajcie zupek chinskich z majonezem i szynką.

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Gratuluję :) Szczegóły, razem z kuponem, prześlę mailem :)

      • http://www.lotsofsources.com/ Joanna/ LotsOfSources

        cudownie !! :)

  • Głodny

    Najgorsze żarcie w moim życiu nie było wcale najbardziej niesmaczne. Całkiem gładko wchodziło, nawet się najadłem. Niestety wychodziło równie gładko. Dwoma kanałami (if ju noł, łot aj min ;)). Restauracyjne. Pół dnia nie jadłem i po pracy po prostu wpadłem do knajpy coś zjeść. Jakaś zupka, bardzo smaczna, kalafiorek, te sprawy. Kotlet, surówki, zapiekane ziemniaki. Na szczęście zaczęło wychodzić, gdy już dotarłem do domu.

  • Kasia

    Najgorsze jedzenie jakie pamiętam, to kebab. Musiał być trącony, bo Turek dowalił mi taki ostry sos, że paliło mnie trzy razy – raz jak wchodził, dwa razy jak wychodził. Nie będę się rozpisywać o tym jak wychodził, ale się spociłam.

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Może tym razem będziesz miała więcej szczęścia. Gratuluję :) Kupon i szczegóły przylecą mailem.

  • Arkadiusz Kleniewski

    N_ajgorszą potrawę jadłem w Boliwii
    A była nią pieczona… świnka morska, wielu pewnie to zdziwi
    J_ejku, nie wiedzialem, że to właśnie ją mi do jedzenia podali
    G_łodny byłem, więc jadłem, choć moi znajomi wybrzydzali
    O_ch! Ale co to może być za zwierzę – na pewno go wcześniej nie jadłem
    R_ety? Czy to jest jaszczurka? – zapytałem się znajomych – Czy zgadłem?
    S_puścili głowy – To jest na literę “Ś” – podpowiedział mi mój brat
    Z_atem to musi być świstak – odparłem i żażartowałem – Nie jadłem go od lat
    E_ch! Mówią, że nie. – No to co, ślepy świstak? – odezwała się we mnie nuta prowokatorska

    Ż_art średni, ale bywają gorsze. Nie – zaczął brat – to… świnka morska
    A_ch, złapałem się wtedy za usta, odłozyłem jedzenie, zacząłem mieć drgawki
    R_ety, zacząłem pić wodę za wodą, aż dostałem czkawki
    C_óż. Do tej pory próbuję sie z tego podnieść, choć czas tak wolno płynie
    I uwaga na koniec, uważajcie na znajomych, bo mogą wam podłożyć świnię
    E

    Arkadiusz Kleniewski

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Świnka jest wstrętna, szkoda, że nie Twoja. Przebolałabym to nawet, tylko szkoda, że na każdy konkurs klepiesz w tym samym tonie :) Powodzenia w kolejnych konkursach. Może zmień taktykę ;)

      • Arkadiusz Kleniewski

        Widzę nieźle zrobiony research :) Mówimy o tym konkursie, a nie o innych. Tekst był napisany specjalnie na tę okazję :) No, nie zawsze się wygrywa. Pozdrawiam.