Dzieciom prawdą między oczy

Prawda
     Pewnego letniego dnia dwóch małych “Haków” wprowadziło babcię w stan zdziwienia. Poinformowali ją, że życzą sobie widzieć się z panią burmistrz, gdyż mają do niej sprawę. Otóż chcieli poprosić ją, żeby zarządziła czyszczenie zasyfionej fontanny. Chcieli się w niej bawić w upalne dni, ale zdrowy rozsądek kazał babci trzymać ich z dala od tego przybytku rozpusty mikrobów hulających w obiegu zamkniętym.

     Babcia zdziwiła się, że chłopcy mają pojęcie, do kogo można pójść w sprawach dotyczących miasta. Doszła też do wniosku, że gdyby rzeczywiście zaprowadziła chłopaków do pani burmistrz z tą sprawą, ta uznałaby to za babciny trolling, bo przecież dzieci w tym wieku mają wiedzieć najwyżej, jak wygląda flaga i godło Polski, jak brzmi hymn i jaki jest ich adres zamieszkania. Nic jednak nie poradzę na to, że jak się z dziećmi rozmawia otwarcie o otaczającej rzeczywistości, to czasem wymsknie się coś ponad program szkolny.

jeż     Innym razem inna babcia przyłapała jeża na buszowaniu po ganku w nocy. W odwecie zwierz stał się ofiarą telefonicznych sesji zdjęciowych dzieci i dokarmiania go jabłkami nim został pognany precz na pola. Michał zadowolony opowiadał mi, jak to jeż będzie rzeczone jabłka nosił na swoich kolcach do kryjówki. Najpierw zapytałam go, skąd ma takie informacje, a gdy powiedział, że od prababci, wyjaśniłam mu przed nią w tajemnicy (żeby się kobiecina na starość nie załamała pod ciężarem prawdy), że to z noszeniem jabłek na kolcach to ściema, a jeż najbardziej w świecie kocha żreć robale, mięskiem również nie gardzi.

     Opcja z jabłkami jest tak fajowa jak ta ze znajdywaniem dzieci w kapuście, ale nie, u nas to nie przejdzie. Ledwie zdzierżyliśmy kilka lat okłamywania dzieci odnośnie źródła pochodzenia prezentów świątecznych. Jest bardzo mało sytuacji, w których mówimy dzieciom nieprawdę. Nie napisałam, że nigdy, bo może – prócz Mikołaja – były jeszcze jakieś wyjątki, choć w tej chwili nic nie przychodzi mi do głowy.

     Bywa, że w jakiejś trudnej lub niezręcznej sytuacji ktoś podpowiada mi “to może powiedz im to i to” (zamiast prawdy między oczy). Tylko PO CO miałabym kłamać albo zatajać coś, co chłopców interesuje?

     Dlatego rozmawiamy o sprawach rodzinnych, które nie zawsze są łatwe i różowe. Jak nie mam pieniędzy, żeby kupić coś, czego im się akurat zachciało, to nie wymyślam durnych wymówek, tylko mówię, że w portfelu mam tylko na chleb. Rozmawiamy o chorobach i wiedzą, że nikotynowy nałóg tatusia może skrócić mu życie. Jak przynoszą ze szkoły nowinę, że jeden z ich kolegów w wakacje był w kosmosie (autentyk), to bez skrupułów mówię, że kolega to kłamca a nie kosmonauta. Rozmawiamy o sytuacji na świecie i wiedzą, kto to Putin, czym jest Unia Europejska (choć co do niej nie jestem pewna, czy kumają, bo to zawiłe) i dlaczego Japonia jest najzagorzalszym przeciwnikiem broni jądrowej.

jabłka
     Pamiętam, jak przeczytałam komentarz dotyczący Michała Szpaka, który zainspirował mnie do napisania tekstu. Jakaś kobieta ubolewała, że nie będzie umiała swojemu dziecku wyjaśnić, kim jest Szpak – facetem czy babą. Nic prostszego. O takich mało oczywistych kwestiach też rozmawiamy, dzięki czemu Wurst na Eurowizji nie jest dla chłopców szokiem, ani związki osób homoseksualnych, ani dziewczynka, która wolałaby być chłopcem, ani stół bez nóg.

     Nie epatujemy dzieci niepotrzebnie szokującymi obrazami czy informacjami, żeby było fajnie i ciekawie. Ale wokół jest tyle nawiązań, że… to wystarczy. Oni zadają pytania, a my odpowiadamy możliwie obszernie. Czasem tak bardzo, że gdy się odwracamy, okazuje się, że dzieciak zwiał, albo już dawno myśli o czymś innym. To nic, nie wszystko musi być dla nich ciekawe. Ale dzięki temu, mało co jest w stanie wprawić ich w zakłopotanie, zszokować na tyle, by nie wiedzieli, jak ugryźć temat.

     Gdy mi się nie chce, mówię “Nie chce mi się”. Gdy nie wiem, mówię “Nie wiem, sprawdzę”. Gdy pęka mi głowa, proszę, żeby siedzieli cicho w swoich pokojach, zamiast zaciskać zęby i znosić granie na k-boardzie czy wrzaski. Gdy obrazek mi się nie podoba, mówię, że mi się nie podoba, że tu można by dokładniej, tam inną kredką. Gdy słyszę “Prawda, że jestem mistrzem tańca?” mówię, że nie prawda, że tańczy fajnie, ale na mistrza trzeba sobie zapracować.

     Bo po jakiego grzyba miałabym ściemniać? Po co? Na cholerę. Jaki z tego pożytek? Dłuższe dzieciństwo? Pod ciepłą kołderką naiwności i wiary w fikcję stworzoną na zamówienie? Wielu rodziców pewnie widzi jakieś korzyści w kłamstwach, bo wielu ściemnia dzieciom. I to grubo. A potem jest wielkie AŁA po zderzeniu z rzeczywistością.

A Ty? Ściemniasz?



Elżbieta Haque

Photo credit: xD3x / Foter / CC BY-NC-SA

  • http://chicamala.pl/ Chica Mala

    “mówię, że kolega to kłamca a nie kosmonauta” <3

    Ja nie kłamię swoim dzieciom… bo nie mam dzieci :-D Ale mam nadzieję, że jak sobie wreszcie jakieś urodzę, to też nie będę, bo tak jak Ty uważam, że kłamanie nie ma większego sensu :-)