Dyrektywa plastikowa krzywdzi biznes.

śmieci

Szukałam sobie informacji na temat dyrektywy plastikowej (zaostrzenie unijnych przepisów dotyczących produktów plastikowych, np. jednorazowych sztućców, opakowań, słomek) i mnie szlag trafił.

Wpadłam na artykuł, niezbyt zresztą świeży, bo półtoraroczny, który już sam tytuł ma denerwujący. „Mniej plastiku w morzu to ogromne koszty dla firm” (prawo.pl). Kurczę, sama nie wiem, czy już mam zacząć współczuć tym firmom, czy już zorganizować jakąś zrzutkę na ich ratowanie… No sama nie wiem. Jak sądzicie? Zmniejszenie, czy raczej niezwiększanie ilość plastiku w morzach i oceanach…, czy to w ogóle się opłaca, czy kogoś to obchodzi, czy to ma sens? Dylematy młodego kapitalisty!

W artykule możemy wyczytać, że „odczują je (te przepisy z dyrektywy) nie tylko firmy wytwarzające plastikowe sztućce i opakowania, ale też napoje, chusteczki nawilżane czy papierosy”. Jest dużo płaczu o to, że firmy poniosą wysokie koszta dostosowań do dyrektywy unijnej. Że mają na to mało czasu. No i „producenci produktów z plastikiem, np. chusteczek nawilżanych, papierosów, będą ponosić koszty sprzątania terenów publicznych”. I jeszcze więcej sapania o pieniążkach, kosztach produkcji, wynikach finansowych, konkurencyjności. „Niekorzystne zmiany dla przemysłu napojowego będą ciosem i szokiem kosztowym”.

Wiecie, że jest coś takiego, jak Europejska Organizacja Producentów Napojów Bezalkoholowych? Wyliczają, ile miliardów euro będzie kosztować zmiana linii rozlewowych w ich zakładach. Boli? W dalszej części artykułu mamy jeszcze płacz o to, że dyrektywa zakłada, iż butelki mają składać się przynajmniej w ćwierci z materiału z recyklingu oraz że kraje członkowskie zobowiązują się do zwiększenia odzyskiwania butelek i w ogóle tworzyw sztucznych.

Droczy Państwo! Jakże mnie oburza (wkurwia) rozważanie, czy to się opłaci, ile stracą producenci tego czy owego, ile nie zarobią, ile będą musieli zainwestować w ekologiczne rozwiązania. Jak oni śmią?!

Każdego dnia jesteśmy zmuszeni do generowania w naszych gospodarstwach domowych niesamowitej ilości śmieci z opakowań produktów wszelakich. Alternatywą jest kombinowanie na prawo i lewo, jak uniknąć kupienia produktu, który opakowany jest w coś, co nie podlega recyklingowi, albo w trzy warstwy folii, albo w ogóle jest opakowany choć nie musi. Z jednej strony mamy mnóstwo opakowań, które nie nadają się do recyklingu, a z drugiej strony nawet te opakowania, które są recyklingowalne, spala się albo wywożone są na wysypiska. Warto zainteresować się danymi, jak to wygląda choćby w Polsce. Dramat! W naszym pięknym kraju 73% odpadów ląduje na składowiskach (temu należy się osobny tekst). Producenci rzeczy zmuszają nas do ponoszenia kosztów generowanych przez ich opakowania. Kosztów finansowych i ekologicznych.

I oni śmią teraz płakać, że im wzrosną koszty! Znając życie i tak przerzucą te koszty na konsumentów. Znów wszystko zdrożeje. Ale może dzięki temu zmniejszy się konsumpcja. Albo zwiększy się konkurencyjność producentów, którzy myślą o planecie.

Drodzy producenci wszystkiego zakochani w plastiku! Jeśli nie ogarniecie swojej plastikowej manii, nie włączycie recyklingu do procesu produkcji, nabijanie kiesy skończy się prędziutko. Macie już tylko ze 30 – 40 lat. Zabierzecie swoje pieniążki do grobu? Czy już kalkulujecie, że tylko Was będzie stać na wodę i powietrze, kiedy to wszystko jebnie?

Drodzy dziennikarze, redaktorzy i inni ludzie mediów. Zmieńcie front, zmieńcie spojrzenie, zmieńcie retorykę. Przestańcie utyskiwać nad losem biednych firm, co to im rządy zakazują używać plastik na potęgę. To serio jest dobra wiadomość.

P.S. A potem jeszcze trafiłam na blog producenta opakowań z tworzyw sztucznych. Tam to dopiero śmiechom nie było końca.

Zdjęcie utworzone przez wirestock – pl.freepik.com