Byłam kiedyś skinem, mówili na mnie Łysa

Serce Lwa

W moim magnetofonie dominowały wtedy pieśni takich zespołów jak Honor, Konkwista 88 czy Legion. Śpiewałam sobie pod nosem:

Kiedy walczysz o swoją flagę
Myślisz o swoim narodzie
I wiesz, że kiedyś będzie ci dziękował
Że wziąłeś to na siebie
Zwycięstwo to piękne słowo
Dla którego umrzeć musi wielu
Lecz warto polec za nie
Zginąć za swoje idee

Skinheadami byli przystojni chłopcy. To była moja motywacja. Szczególnie jeden. Dzięki wspólnym zainteresowaniom było o czym porozmawiać. Można było też pożyczać sobie kasety (#gimbynieznajo) a to świetny pretekst do kontaktu.

Pasowałam do tego środowiska jak pięść do nosa. Moje gołębie serce, umiłowanie wszystkiego, co inne, kolorowe, nijak miało się do tego, co przyszło mi głosić. A w haśle “Bóg, honor, ojczyzna” ten pierwszy mi wybitnie nie leżał. Ale kręcili mnie chłopcy w glanach i flejersach. Manifestowałam więc swoją przynależność, nosząc naszywkę z flagą Polski na plecaku-kostce. Przyszło mi jej nawet bronić przed punkami, którzy chcieli mi ją nożem zedrzeć.

Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że w dorosłym życiu, będę piewczynią akceptacji dla wszystkich kolorów tęczy, a mój mąż NIE będzie białym, niebieskookim blondynem… wcale bym się nie zdziwiła.

Gdyby ktoś powiedział Teppo, że kiedyś zaakceptuje czarnoskórego, muzułmańskiego chłopca i będzie dlań ojczymem, dałby temu komuś w ryj. Siekierą.

Teppo to bohater skandynawskiego filmu “Serce lwa”. Przywódca grupy neonazistów, która wszelkimi dostępnymi środkami walczy o czystość swojej małej i dużej ojczyzny. Zero tolerancji dla kolorowych, innowierców, imigrantów. Wataha prześladuje, katuje, niszczy mienie. Trudno byłoby wykrzesać choćby odrobinę sympatii dla któregokolwiek z łysych, napakowanych członków grupy, dla Teppo, który im szefuje, tym bardziej. Ale… jest światełko w tunelu. Bo gdy wychodzi z pierdla i poznaje klasyczną aryjską piękność – Sari, okazuje się, że Teppo się dobrze rżnie. Pojawia się więc odrobina sympatii. A potem pojawia się… syn z poprzedniego związku Sari – rezolutny Mulat Rhamadhani. Czarna skóra chłopca, jego afro i muzułmańskie modły stają Teppo kością w gardle.

A gdy podczas wspólnej kąpieli w saunie Rhamadhani zauważa tatuaże z lwem i swastyką na piersi Teppo, postanawia go wykończyć. Zabić w sensie. Mamy więc piękną, obopólną niechęć, która musi, no po prostu musi wybuchnąć.

Film “Serce lwa” z jednej strony nie jest wybitnie zaskakujący fabularnie, wszak dobrze wiemy, czego można spodziewać się po zwyrodniałych neonazistach, z drugiej zaś – pełen jest bardzo mocnych obrazów. Teppo na emocjonalnym i życiowym zakręcie jest bardzo wiarygodny. Twórcy filmu stawiają pytanie o granice – nienawiści, tolerancji i nietolerancji, brutalności, przyjaźni, wytrzymałości. Odpowiedzieć musimy sobie sami, gdyż nie dostajemy gotowych odpowiedzi.

Z doświadczenia wiem i widać to także w “Sercu lwa”, że bezrefleksyjna sztampa potrafi zapędzić człowieka na manowce. Otaczanie się baranami i powtarzanie sobie “jestem baranem, jestem baranem” prędzej czy później sprawi, że zapuścisz runo i zaczniesz beczeć.

Film polecam. To słodko-gorzka i wielowątkowa opowieść, dzięki której można w prosty sposób rozpoznać różnicę pomiędzy akceptacją a tolerancją. Z przyjemnością ogląda się rozwój relacji między mężczyzną a chłopcem. A jest to relacja na wskroś skomplikowana, brutalna, ale na swój sposób czysta, bo szczera.



Elżbieta Haque

  • http://wittyvii.blogspot.com Vi

    Mam jakąś słabość do filmów o tej tematyce. Najpierw “więzień nienawiści”, który totalnie mną wstrząsnął, teraz “lwie serce” zaspokajający mój głód neonazistycznych filmów.
    W młodym wieku chcemy próbować nowych rzeczy, wystawić na próbę własną tożsamość.
    Ja mając małe dredy na głowie i głosząc pokojowe hasła również te o legalizacji, a dziś staram się wspierać tych, co nawet bez tej legalizacji polegli i nie mogą się z niej wydostać. Bywa i tak.

    Pozdrawiam ciepło,
    i zapraszam do siebie :)
    wittyvii.blogspot.com