Ateiści prześladują katolików

palenie_na_stosie
     A, nie, przepraszam – to katolicy prześladują ateistów. A może jednak każdy prześladuje każdego, albo każdy by chciał prześladować, ale i jedni i drudzy z pewną taką nieśmiałością. W każdym razie w mediach co rusz jedni oskarżają drugich o prześladowanie.

     Lubię zacząć od nazewnictwa, gdy zabieram się za tak złożony temat. Wikipedia odpowiedzi nie daje, gdyż według jej redaktorów “prześladowanie to ograniczanie przywilejów, praw, a nawet prześladowanie części społeczności…”. Czyli prześladowanie to nawet czasem prześladowanie.

     Według tej definicji ateiści rzeczywiście (prawie) są prześladowani w Polsce. A raczej mają utrudnione korzystanie z przywilejów i muszą walczyć o respektowanie ich praw. Dzieci i dzieciaci zawsze mają gorzej. Tak jest również w tym przypadku. Trudno znaleźć przedszkole, nawet prywatne, w którym nie ma lekcji religii. Chcąc uchronić dziecko przed automatycznym nauczaniem religii, należałoby je izolować od reszty na czas takich lekcji. Dzieci w wieku przedszkolnym izolację traktują jak karę. A zatem w zasadzie takie dziecko byłoby prześladowane, pozbawiane prawa do przebywania w swojej sali, ze swoimi kolegami.

     W szkole jest już trochę lepiej, problem wprawdzie nie znika, ale jest mniej doskwierający. Również w szkole izolację traktuje się jak karę (stawianie do kąta czy wypraszanie z klasy za złe zachowanie), ale łatwiej dziecku wytłumaczyć pewne niuanse. Jednak na lekcjach się nie kończy. Nauczyciele organizują w klasach łamanie się opłatkiem, jajkiem, u nas na przykład również wycieczki z warsztatami z okazji świąt. Osobiście płacę składki klasowe, z których organizowane są te świąteczne wieczorki, w których moje dzieci nie uczestniczą. A zatem nie tylko łożę ze swoich podatków na lekcje religii dla dzieci wierzących rodziców, lecz także je dokarmiam słodyczami. Mogłabym oczywiście rozliczać się szczegółowo z takich składek, ale zwyczajnie mi się nie chce. Bo to znów JA musiałabym coś zrobić, kombinować, wysilić się.

     Ateiści muszą się wysilać. Trzeba zadbać o to, żeby dziecko NIE chodziło na religię, mimo że powinno być inaczej – powinno się dbać o to, żeby dziecko uczęszczało, wszak to przedmiot nadprogramowy. Trzeba zadbać o to, by nie czuło się kimś gorszym, choć przecież praktykowanie jakiejś religii nie czyni człowieka z automatu lepszym człowiekiem. Trzeba zadbać, by ominąć wszelkie uroczystości, imprezy, choć przecież miejsce obrzędów religijnych jest w domu i w kościele. Te pierwsze lata w życiu rodzica ateisty i jego dzieci potrafią być naprawdę przykre i trudne.

     Sama natomiast pamiętam, że jak wypisałam się z religii w szkole średniej, nie działo się nic złego. Nikt mnie nie wytykał palcami, nikt mi krzywdy nie robił, nie przybijano mnie do krzyża, nie zrzucano z urwiska. Nawet w klasie maturalnej pojechałam na wycieczkę do Częstochowy. Nie, nie po to, żeby się modlić o zdanie matury. Wiadomo, że na każdej wycieczce jest chlanie w autobusie i nieważne, czy wycieczka jest na Łysą Górę czy na Jasną. Jedynym szkolnym dyskomfortem było to, że musiałam siedzieć w czytelni, bo religia była pomiędzy innymi lekcjami.

     Wracając do powyższej definicji prześladowania… Jakoś (nie wiem dlaczego) nie widzę sensu, by podpierać się definicją zawierającą jeden z zabawniejszych błędów logicznych (idem per idem), więc postanowiłam szukać dalej. W Słowniku języka polskiego PWN-u piszą, że prześladowanie to “stałe przykrości, szykany wymierzone przeciwko osobom o innych poglądach, innej wierze”.

     Przykrości, szykany, stałe na dodatek. Pod tę definicję łatwiej się podpiąć. Tak łatwo jak pod obrażanie uczuć religijnych. Mnie na przykład jest przykro, jak procesja z kościoła wychodzi i maszeruje mi pod balkonem. Ale czy to oznacza, że ta procesja mnie prześladuje? Doprawdy, nie wiedziałam. Teraz już wiem. Od teraz w Boże Ciało będę czuła się prześladowana. Fajnie, męczennicy są bardzo medialni.

     A tak poważniej (tylko trochę), no ludzie, ja rozumiem, że jest nam razem niewygodnie, bo ktoś kiedyś wymyślił, że odda Polskę w hołdzie Watykanowi i religia weszła do wszystkich państwowych instytucji, ale żeby od razu prześladowanie? Jedyne nieprzyjemności, jakie notuję ja osobiście (pomijam te związane ze szkołą) to te w wykonaniu polityków, czasem w wykonaniu księży, ale rzadziej. Przoduje tutaj poseł Pawłowicz, ale staram się myśleć, że jest psychicznie chora i wtedy mi lżej. Skandalem są ustawy, których kształt narzucany jest przez katolicki światopogląd większości parlamentarnej. Ale to wciąż politycy.

     Nie jest winą katolików, że podatnicy płacą za lekcje religii w szkole. Nie jest ich winą, że ta religia jest w prawie, szkołach, urzędach, szpitalach, aptekach, telewizji. Nie jest także ich winą, że sami nie mogą finansować swoich kościołów, a nie jest im dane, bo robią to wszyscy podatnicy za pośrednictwem budżetu państwa. To wina tych, którzy podpisali konkordat w 93 roku. To przez nich nasze (ateistów i katolików) światy musiały się zderzyć. To przez nich do życia publicznego wszedł religijny obrządek. To nie powinno mieć miejsca. To przez to teraz ktoś czuje się atakowany, bo ktoś próbuje się bronić. Jeśli zaś ktoś czuje się prześladowany, czy to ateista czy to katolik, to ja polecam udać się na najbliższy posterunek policji albo do psychiatry.




elzbieta-haque

  • http://www.archiwumchaosu.pl/ Kamila Łońska-Kępa

    Bardzo w punkt. Jako ateistka w zdrowo porąbanej sytuacji bo z wierzącym mężem wiem, że ONI nam nic nie robią złego a konkordat właśnie.
    Podpisuję się łapkami dwiema.

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Nie prześladujecie się w domu na tle religijnym?
      Ciekawe czy ja bym tak umiała… pod jednym dachem.

  • http://www.tyfon.pl/ tyfon

    Z tym prześladowaniem to jest trochę jak z tym zamachem na przodownika pracy w “Człowieku z marmuru”: “Ustaliliśmy, Wysoki Sądzie, że Witek ma się zamachnać i ja się mam zamachnąć, to co będziemy szukać, zamachniemy się na siebie nawzajem.” :)

  • http://www.mamspired.com/ Linka | Mamspired

    Ja akurat jestem wierząca i szczerze mówiąc nawet nie miałam pojęcia, że tak to może dotykać ateistów. Jedyne co od zawsze wydawało mi się zbędne w szkole to właśnie lekcje religii. Sorry, ale u mnie to były w 80% pogadanki z katechetami, a w szkole średniej 100% pogadanek z księżmi i 99% nieobecności ich na lekcji religii. Ot cała katecheza szkolna. Jeśli już to raczej powinno się zrobić religię z naciskiem na wszystkie rodzaje wiary.

    U mnie w klasie zawsze był jakiś świadek jehowy i faktycznie… w takie święta zawsze była izolacja…

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Z wielu rzeczy nie zdajemy sobie sprawy, bo nie mamy bezpośredniego kontaktu z jakąś grupą. Dopiero jak człowiek ma szansę porozmawiać z kimś o innym kolorze skóry, orientacji czy światopoglądzie, to wychodzą takie…

  • http://www.ruude.net/ Konrad Boden

    NIe chcę epatować własnymi przekonaniami, bo nie czas i miejsce, niemniej, sprawa, w moim odczuciu, jest banalnie prosta – wystarczy egzekwować istniejące prawo. Do momentu, w którym z początku wymuszone zachowania staną się przyzwyczajeniem – tym razem zgodnym z prawem.

    Najgorszym bowiem, co w takiej sytuacji można zrobić, to odpuścić.

    • http://www.haque.pl/ Xezbeth Haque.pl

      Masz rację. Jednak tylko rozwiązanie jest banalnie proste. Jego realizacja już nie. A może prosta, ale to proces długotrwały :)

      • http://www.ruude.net/ Konrad Boden

        Ten proces trwa i jest nazywany przez złośliwych laicyzacją państwa/społeczeństwa.
        Krytycy jeszcze nie rozumieją, że wiara to sprawa prywatna, a sam fakt niemówienia o niej, nic nie oznacza poza tym właśnie, by prywatna pozostała.

        Jako społeczeństwo dopiero dojrzawamy do pewnych standardów, naiwnym byłoby sądzić, że staną się one codziennością z dnia na dzień.

  • http://www.lotsofsources.com/ Joanna/ LotsOfSources

    W szkolach sa lekcje filozofii czy etyki jesli ktos nie ma ochoty na religie, a obchodzenie swiat w szkole jest wciaz wyrazem przekonan wiekszosci. Dobrze wychowane dziecko nie rozpacza, gdy robi cos innego niz inni- ja nigdy nie chodzilam na wagary, nie pilam ani nie palilam, mimo,ze ogromna wiekszosc to robila i mialam gdzies co kto sobie mysli, wydaje sie zatem, ze jesli ktos uwaza, ze religia jest jego dziecku niepotrzebna to niech to mu tak wytlumaczy, zeby nie plakalo, gdy inni dostaja prezenty na klasowej wigilii albo przygotowuja sie do Komunii.

  • http://chicamala.pl/ Chica Mala

    Zgadzam się. I też z religii wypisałam się w średniej :-) Cieszę się, że mój Diabeł też jest mojej “wiary”, ale już nam trochę rodzice nad głową sterczą, że jak to bez kościelnego i bez chrztu itp. Do prześladowania temu daleko… ale nieprzyjemności się zdarzają ;-)